sobota, 29 listopada 2014

"Za jakie grzechy, dobry Boże?" - śmiech z samych siebie

Tytuł: "Za jakie grzechy, dobry Boże?"
Gatunek: komedia
Data premiery: 14.11.2014 (Polska), 16.04.2014 (Świat)
Reżyseria: Philippe de Chauveron
Scenariusz: Philippe de Chauveron, Guy Laurent
Główne role: Christian Clavier, Chantal Lauby, Ary Abittan, Medi Sadoun, Frederic Chau, Noom Diawara, Frederique Bel, Julia Piaton, Emilie Caen, Elodie Fontan, Pascal N'Zonzi
Zdjęcia: Vincent Mathias
Muzyka: Marc Chouarain
Dystrybucja: Gutek Film






   Wypad do kina na film "Za jakie grzechy, dobry Boże?" wyszedł całkiem spontanicznie. Planowałam pójść na zupełnie inny seans, ale okazało się, że na miejsce przybyłam sporo przed czasem i stwierdziłam, że wybiorę się na coś, co będzie najszybciej. Traf chciał, że padło na "Za jakie grzechy, dobry Boże?". Może to i dobrze, bo sama z siebie nie zaplanowałabym obejrzenia tego filmu, a tak przynajmniej spędziłam czas na śmiechu i dobrej zabawie, ponieważ ta produkcja (jak mało która w dzisiejszych czasach) bawi i to całkiem konkretnie.
Dawno nie widziałam, jak widzowie na sali tak entuzjastycznie reagują na żarty płynące z wielkiego ekranu. Czasem nawet bardziej niż sam film bawiło mnie to, że dla publiczności teksty głównych bohaterów są tak śmieszne. Lubię, jak ludzie dobrze bawią się podczas seansu. Czuję wtedy pewnego rodzaju więź i integrację.

   Otóż cała fabuła jest mało skomplikowana. Małżeństwo, które dość skrupulatnie podchodzi do życia oraz ma swoje określone zasady, musi wydać za mąż córki, a że ma ich aż cztery, to zaczynają się schodki pod górę. Każda z kobiet za wybranka swojego życia bierze człowieka innej wiary i narodowości niż ona sama. Jedna jest szalenie zakochana w Chińczyku, druga w Żydzie, natomiast trzecia w Arabie. Nie podoba się to absolutnie rodzicom dziewczyn, a jedyną i ostatnią nadzieję pokładają w czwartej córce, która jak to sami mówią - zawsze była najbardziej poukładana i rozsądna. Los chciał, że ta na mężczyznę, z którym chce spędzić resztę swojego życia, wybiera chłopaka z Afryki. Na szczęście jest w tym jeden plus ... mężczyzna jest katolikiem. Uff ...
Nie zmienia to jednak podejścia zatwardziałych rodziców, którzy starają się robić dobrą minę do złej gry. 
Żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, rodzice Afrykanina również są przeciwni temu małżeństwu. Czy zakochanym uda się stanąć na ślubnym kobiercu, czy może sprzeciw rodziców będzie ostatecznym głosem w tej rozgrywce? 

   Szczerze mówiąc, opis filmu jest totalnym miszmaszem. Nie można od razu zorientować się kto, z kim i dlaczego ? Wydaje się to jedną, wielką abstrakcją, która została przekombinowana na potrzeby filmu. Jedno jest pewne, "Za jakie grzechy, dobry Boże?" bawi i to do rozpuku. Może nie jest to film ambitny, ale też taki wcale nie miał być. Z góry zostało założone, że powstaje komedia i w takich ramach należy podejść do oceniania danej produkcji. Jak nie trudno się domyślić, komedia ma za zadanie bawić widza, rozśmieszać, bądź nawet zmusić do bezwarunkowych zachowań ciała typu klaskanie, tupanie nogami (zdarzają się tez takie przypadki). Ten film spełnia dane kryteria. Mnie nie rozśmieszył na tyle, żebym wzniosła okrzyk radości i zaczęła bić brawo konkretnemu tekstowi, jednak innych ludzi jak najbardziej. Siedziałam na sali, która była do połowy wypełniona i przy każdym dialogu słyszałam rechot rozchodzący się z tłumu. Co więcej, nic a nic mi to nie przeszkadzało, a jeszcze bardziej podjudzało do uważnego oglądania filmu, bo przecież też chciałam znaleźć taki moment, gdzie i ja będę mogła tak szczerze się zaśmiać. Znalazłam i to nie jeden ! Było multum tekstów, które wytrącały mnie z powagi. Niektóre tylko sprawiały, że podnosiły mi się kąciki ust, a niektóre faktycznie miały poziom bardzo, bardzo dobrego kawału. Inne natomiast podchodziły pod popularne teraz "suchary", ale i one nie drażniły widzów. Film ogólnie sprawił niezłe wrażenie i spełnił sto procent wymagań, jakie zostały mu postawione. 

   Jest coś jeszcze, o czym należy wspomnieć. Mam na myśli dość znany problem, czyli myślenie stereotypami. W tym filmie został on bardzo obszernie rozwinięty. Świetne jest to, że został "ugryziony" humorystycznie, a nie poprzez krytykę. Myślę, że właśnie dzięki temu każdy mógł zrozumieć, jak dziwne jest ocenianie kogoś po jego kolorze skóry, bądź wyznaniu wiary. Gdyby zostało to z góry skrytykowane to umknęłoby naszej uwadze, a tak sami pośmialiśmy się z tego, czym sami często kierujemy się w życiu. Mogliśmy tak naprawdę pośmiać się z samych siebie i podejść do tego z większym dystansem. Dopiero po głębszym przemyśleniu możemy wyciągnąć wnioski, że nie taki diabeł straszny, jak go malują i człowiek jest tylko człowiekiem. Każdy równym i tak samo ważnym. Super, że w filmie "Za jakie grzechy, dobry Boże?" powyśmiewaliśmy każdą rasę po równo, nie pomijając przy tym naszej. Wszystko wszystkim po równo i przynajmniej pod tym kontem otrzymaliśmy sprawiedliwość. 
Myślę, że takim dobrym zdaniem na zakończenie byłoby - bądźmy dobrzy i nie oceniajmy ludzi stereotypowo. Ja jednak myślę, że brzmi to jak kazanie, a ja takowych nie prawię. Nie mam co do tego uprawnień, dlatego pozwolę sobie na nieco luźniejsze zakończenie. Otóż bądźmy bardziej otwarci i nie blokujmy się na innych ludzi. Lekkie i luźne podejście do życia znaczniej ułatwia funkcjonowanie, dlatego po prostu odpuśćmy i nie szukajmy problemów tam, gdzie ich nie ma. 

   Film "Za jakie grzechy, dobry Boże?" jest rewelacyjną opcją na chwilkę odprężenia i odpoczęcia po ciężkim dniu. Jeżeli są ludzie, którzy lubią typowe komedie, to jest to film stworzony specjalnie dla nich. Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz