czwartek, 17 września 2015

"Żyć nie umierać" - ciężko jest odejść z klasą, a jednak czasami udaje się zachować twarz


Tytuł: "Żyć nie umierać"
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Maciej Migas
Scenariusz: Cezary Harasimowicz
Obsada: Tomasz Kot, Janusz Chabior, Ireneusz Czop, Jacek Braciak, Adam Woronowicz
Zdjęcia: Jarosław Ładczuk
Muzyka: Tomasz Wiracki
Dystrybucja: Kino Świat




 






  "Żyć nie umierać" to film o bardzo mocnej, jednak dość depresyjnej tematyce. Produkcja taka, jaką lubię i ogromnie szanuję realizację takich projektów. Samo dotykanie ciężkich aspektów życia jest bardzo odważną sztuką, w której łatwo jest posunąć się za daleko. W przypadku filmu "Żyć nie umierać" wszystko mogłoby potoczyć się inaczej i całość mogłaby obejść się bez echa, gdyby nie rewelacyjny Tomasz Kot. Kiedyś bardzo drażnił mnie ten aktor, ale teraz zrozumiałam, że byłam w wielkim błędzie. Kot jest perełką naszego kina i mogę pokusić się o stwierdzenie, że zajmuje zaszczytne jedno z początkowych miejsc wśród najlepszych aktorów w naszym kraju. Już dawno mogła przylepić się do niego plakietka - Ryszard Riedel albo doktor Religa. Kot jednak bardzo łatwo zrzuca z siebie brzemię poprzednich ról, a w każda następną wchodzi z nową dawką energii i tworzy kompletnie inną postać. Pan Tomasz jest niczym kameleon, którego mam nadzieję oglądać jeszcze przez długie lata.

   Bartek Kolano to człowiek, który całe swoje dotychczasowe życie zalewał alkoholem. Kiedy po długim okresie picia udało mu się wygrać z nałogiem, podczas rutynowych badań dowiaduje się, że jest śmiertelnie chory i zostało mu zalewie 3 miesiące życia. Człowiek, który dorabia jako komik wśród publiczności programu telewizyjnego i wychowawca kółka teatralnego, nagle uświadamia sobie, jak wiele w życiu stracił. Przez alkoholizm stracił ukochaną żonę, zaniedbał córkę, która niegdyś była jego największym oczkiem w głowie i olał wszystkich przyjaciół. Przez niemoc rzucenia picia pozostał sam ze sobą. Jego jedynym przyjacielem był alkohol, który zrujnował całe jego życie. Kiedy Bartek dowiaduje się o chorobie, postanawia zrobić rozeznanie swoich błędów i naprawić to, co tylko jest możliwe do zreperowania. Chce poczuć pewnego rodzaju katharsis, ponieważ czuje, że to jedyna opcja, aby móc odejść z "czystym" sumieniem. Na początku traktuje to jako siłę konieczną, ale kiedy dochodzi do niego, jak bardzo zranił bliskie mu osoby, zauważa, że na świecie liczy się dobro niesione drugiej osobie. Usilnie postanawia pojednać się z córką, która po latach nie chce mieć z nim nic wspólnego. Dziewczynka, która kiedyś kochała swojego tatusia całym swoim sercem, nagle czuje do niego wstręt i odrazę. Bartek z twardego, zamkniętego w swoim świecie faceta, staje się mężczyzną godnym podziwu i uwagi. Starania, jakie wkłada, wbrew postępującej chorobie, są na miarę złota. Pokonuje wiele trudów, aby zjednoczyć się z osobami, które parę lat wcześniej były całym jego życiem i robi w tym kierunku co tylko potrafi. Problem polega na tym, że wspomniane przeze mnie osoby wcale nie są tak przychylnie nastawione do Bartka i nie zamierzają dawać mu kolejnej szansy.

   Film "Żyć nie umierać" jest bardzo dobrą produkcją. Bardzo często ludzie chorzy przede wszystkim chcą spełniać swoje ostatnie pragnienia, a nie trudzić się i uszczęśliwiać innych. Ten film pokazuje jednak, że człowiek jest tak silny, że może wszystko. Ponadto udowadnia wszystkim, że nawet największa choroba nie jest w stanie zniszczyć ludzkiego serca. Pokazuje, że zdrowy rozsądek nie zanika razem z informacją o tym, że lada dzień nie wstanie się z łóżka, a jest tak silny, że działa do końca. Bartek Kolano pomimo wielkiego bólu toczył swój bój do końca. Nie zrezygnował z prowadzenia programu telewizyjnego nawet wtedy, gdy czuł ogromny ból i cierpienie. Do samego końca uśmiechał się i nie skarżył na swój los. Starania o odzyskanie zaufania córki stały się la niego tak ważne, że właśnie temu poświęcał większość swojego czasu. Chciał udowodnić, że wie, iż popełnił wiele błędów, ale jest w stanie je naprawić. Zawsze potrafił powiedzieć coś optymistycznego i uśmiechał się przez łzy. Do końca nie pogodził się z chorobą, ale dzięki niej odzyskał samego siebie. Stracił zdrowie i siły, ale zyskał o wiele więcej, niż mógł sobie wymarzyć. Paradoksalnie jego śmiertelna choroba stała się napędem do walki o samego siebie i tych, na którym zależało mu najbardziej. Właśnie dzięki tym wszystkim aspektom "Żyć nie umierać" jest wzorcową produkcją. Nie należy do filmów przyjemnych, ale nie jest też ckliwie wzruszający. To bardzo mocny film nie o facecie umierającym na raka, ale o człowieku, a zarazem mężczyźnie z krwi i kości. Potężnym twardzielu, który przegrał z chorobą, ale wygrał z życiem. 

   "Żyć nie umierać" jest filmem, który jako pierwszy zobaczyłam w ramach Festiwalu Filmowego w Gdyni i myślę, że był on dobrym wyborem na rozpoczęcie mojej przygody w tym miejscu. Bardzo dobry, mocny i wbrew pozorom optymistyczny projekt. W pewnych momentach bawi, w innych przeraża. Jest różnorodny emocjonalnie, dzięki czemu ani trochę nie nudzi. Ma swój charakter i od początku do końca udowadnia, że nigdy nie jest za późno na uratowanie samego siebie. Bartek Kolano uratował własne ja, a po drodze pokazał, że silne chęci są w stanie zmienić bieg wydarzeń. Nie żył długo i szczęśliwie, ale przeżył katharsis i wstał na nogi przed samym sobą, jak i przed ludźmi którzy stanowili jego całe życie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz