poniedziałek, 15 lutego 2016

"Ojcowie i córki" - nie każdy kto Cię pokocha musi z czasem odejść



  "Ojcowie i córki" to najnowszy film reżysera "W pogodni za szczęściem" oraz "Siedem dusz". Gabriele Muccino w opisywanym przeze mnie filmie wciela się w rolę manipulanta. Kładzie nam na talerzu wszystko, co najgorsze-cierpienie małej dziewczynki, chorobę jej ojca, walkę o dziecko, a potem autodestrukcyjną dorosłą kobietę, która boryka się z nieumiejętnością kochania. Same tragedie, która pokazywane są jedna po drugim, bez przerw na wytchnienie i odsapnięcie. Oglądając film, czujemy się trochę zmęczeni nadmiarem smutku, jednak nie przerywamy seansu, tkwimy w nim dalej i coraz bardziej wciągamy się w fabułę filmu. Płaczemy, współczujemy i trzymamy kciuki za dobry finał. Jesteśmy całkowicie zahipnotyzowani, jednak potem ciężko jest nam stwierdzić czy ta hipnoza, aby na pewno była dobra. "Ojcowie i córki" to film, o którym najprawdopodobniej szybko zapomnimy, jednak na daną chwilę jest okrutnym wyciskaczem łez, który mimo wszystko bardzo chcemy zobaczyć do końca.

  "Ojcowie i córki" to historia, która toczy się w dwóch płaszczyznach czasu. Wątki małej dziewczynki, dla której całym światem jest jej ojciec, przeplatają się z elementami życia dorosłej już kobiety, która poprzez dramaty, jakie spotkały ją w dzieciństwie, nie potrafi kochać, a każdą relację z mężczyznami sprowadza do stosunku seksualnego, po którym nawet nie stara się zapamiętać imienia partnera. Malutka "Potato Chip" (bo tak w dzieciństwie nazywał ją ojciec) i dorosła już Katie to jedna i ta sama osoba. Będąc dzieckiem Katie traci matkę, a zaraz później na skutek zaistniałych zdarzeń, jej ojciec popada w chorobę, która uniemożliwia mu pełną opiekę nad córką. Stan zdrowia zmusza go do leczenia i zostawienia Katie pod opieką jej ciotki i wujka. Po powrocie jego ataki nadal powracają, książka, którą napisał okazuje się kompletnym niewypałem, a brak pieniędzy sprawia, że Jake Davis nie potrafi zapewnić córce tego, czego na ten czas potrzebuje. Co gorsza rodzina u której Katie mieszkała pod nieobecność ojca, chce adoptować dziewczynkę.
Druga przestrzeń czasowa ma miejsce już w dorosłym życiu Katie. Dziewczyna pracuje jako psycholog w ośrodku pomocy społecznej. Sama pomaga innym, jednak nie potrafi rozwiązać swoich problemów. Nie potrafi kochać i oddaje się płci przeciwnej w każdym możliwym pubie, w jakim bywa. Nie prowadzi za wielkich selekcji. Karze się za swoją osobowość. Sama przyznaje, że jest jak wyschnięta studnia, która w głębi serca czuje się pusta i niechciana. Podczas seksu z mężczyznami nagle poczucie wartości u Katie wzrasta i dopiero wtedy zaczyna czuć się "kimś". 
Wszystko zmienia się w momencie, w którym kobieta poznaje Camerona, wielkiego fana jej ojca i człowieka, który podobnie jak Jack Davis jest w trakcie pisania powieści. Mężczyzna wydaje się kopią taty Katie, a co więcej stara się dać dziewczynie miłość i zainteresowanie. Cameron staje się osobistym terapeutą Katie, której "leczenie" okaże się nie lada wyzwaniem i tylko ci najsilniejsi i zdolni do wybaczania przetrwają. 

   Katie już od małego zapisała sobie w głowie, że każdy, kto ją mocno kocha, kiedyś odejdzie. Nie będzie to jednak długotrwały proces. Osoby te znikną z dnia na dzień w niespodziewanych okolicznościach. Właśnie tak jak to było w przypadku śmierci jej mamy, a później najukochańszego ojca. Boi się zaangażować w związek z Cameronem, bo jest on idealnym mężczyzną, którego szlachetność, uczciwość i dobroć sprawiają, że Katie przestaje być "wyschniętą studnią". 
Kiedy Katie była jeszcze mała to ojciec zapewniał ją, że znajdzie kiedyś przystojnego i mądrego księcia, który pokocha ją tak jak on teraz. Wtedy Katie była pewna, że tak będzie, jednak już jako dojrzała kobieta przestała wierzyć w bajki. Bała się związku, a bardziej tego, że miłość Camerona zabije kiedyś kogoś z nich i ponownie "Potato Chip" zostanie sama.

   Film "Ojcowie i córki" jest ciężki i co chwilę niesie za sobą tragedię. Nawet przez sekundę nie zwalnia tempa. Nie jest dziełem sztuki, ale chyba też na takie nie aspiruje. Ma na celu pokazanie relacji ojca z córką, ich wielkiej miłości, ogromnej walki i starania o swoje dziecko. Chcę nauczyć widzów, że najpierw trzeba zamknąć stary rozdział w swoim życiu, a dopiero potem otworzyć nowy. Pokazuje, że utrata najbliższej osoby jest bolesna, ale w gruncie rzeczy możliwa do przejścia. Film nie obiecuje lepszego jutra, nie będziemy wzdychać i opowiadać wszem wobec o jego wspaniałości. Zobaczymy go raz, drugi, a potem szybko zapomnimy. Kiedyś nie będziemy pamiętali jego tytułu, ale nie zatracimy emocji i uczuć, które towarzyszyły nam podczas seansu.