czwartek, 8 maja 2014

"Oh, Boy" - najważniejsza jest filiżanka dobrze zaparzonej kawy.

Tytuł: "Oh, Boy"
Gatunek: dramat, komedia
Rok produkcji: 2012
Data premiery: 25.04.14 (Polska), 03.07.12 (Świat)
Reżyseria: Jan Ole Gerster
Scenariusz: Jan Ole Gerster
Główne role: Tom Schilling, Marc Hosemann, Friederike Kempter, Justus von Dohnanyi
Scenografia: Juliane Friedrich
Zdjęcia: Philipp Kirsamer
Muzyka: Cherilyn MacNeil, The Major Minors
Produkcja: Martin Lehwald, Jorg Himstedt, Marcos Kantis, Michal Pokorny, Birgit Kamper 
Dystrybucja: Aurora Films





   "Oh, Boy" to opowieść o młodym mężczyźnie, który z przekonaniem o dziwności świata, błąka się po ulicach Berlina. Dwa lata mijają odkąd porzucił studia prawnicze, a nadal nie ma żadnego pomysłu na życie. Ze stoickim spokojem obserwuje realia świata, a jego jedyną pewną wiedzą jest to, że właściwie nie ma pojęcia o niczym i nie ma zamiaru zajmować jakiegokolwiek stanowiska w codziennej egzystencji.

   Film "Oh, Boy" to debiut reżysera nazywającego się Jan Ole Gerster. Pragnę jednak zwrócić uwagę na to, jak jest to znaczący i mocny jakościowo debiut. Gerster wszedł w świat filmu z ogromnie ciężkim przytupem, tak, aby nawet głuchy potrafił go usłyszeć. Jego pozycja od razu stała się bardziej zauważalna, czemu dał jasne i klarowne powody.

   Film jest dość nietypowy na teraźniejsze czasy, ponieważ non stop utrzymywany jest w czarno-białej kolorystyce. Wiem, że niektórych taki rodzaj produkcji mógłby momentalnie zrazić, ale ja byłam bardzo ciekawa motywu, który nakierował realizatorów do podjęcia właśnie takich kroków odnośnie barw (a raczej ich braku).
Niewątpliwie nie jest to żadne "widzi mi się". Film nie eksponuje innych kolorów poza białym i czarnym, ponieważ spójnie gra z głównym bohaterem, który sam nakłada na siebie maskę obojętności, nie zwracając uwagi na różnorodne barwy świata.
To zabieg przemyślany i użyty bardzo właściwie. Ja przynajmniej całkowicie popieram jego zastosowanie.

   Takie samo wrażenie mam odnośnie muzyki, która nie dostosowuje się do potrzeb teraźniejszego społeczeństwa, ale tworzy swoją odrębną całość. W "Oh, Boy" nie usłyszymy najnowszych hitów radiowych, ani też nie doznamy wstrząsu spowodowanego mocnym uderzeniem.
Jazz to jedyne, co oferuje nam film. Niby tylko tyle, ale jak się potem okazuje, aż tyle.
Muzyka podobnie jak kolorystyka współgrają z głównym bohaterem i razem niosą za sobą pewnego rodzaju zauważalny manifest.

   Główny bohater Niko jest człowiekiem bez pasji, planów ani aspiracji na przyszłość. Nie ma zamiaru inwestować w siebie tak, aby w przyszłości przyniosło mu to opłacalne zyski. Jest bierny wobec społeczeństwa i ma duże problemy z komunikacją międzyludzką. Doskonale widzi brutalność i niezrozumiałość świata, dlatego asekuracyjnie postanawia pozostać poza nim. Nie ma ochoty wkraczać do intensywnego życia, które jak uważa, nic nie jest w stanie mu zaoferować.
Z taką postawą porzuca studia i podąża ulicami Berlina. Nie jest to jednak takie miasto, jakie widz mógłby sobie wyobrazić i jakiego by oczekiwał. Nie zdołamy zauważyć żadnych charakterystycznych miejsc. Pokazane są tylko i wyłącznie takie miejsca, które względnie nic nie mówią komuś, kto ogląda film. Są one wybrane z przypadku, ale na pewno nie o przypadkowym znaczeniu.

   Niko poznaje wielu ludzi na swojej bezcelowej drodze. Są to raczej osoby nic nie znaczące dla głównego bohatera. Mimo, iż ci ludzie oczekują od niego czegokolwiek innego oprócz samego "bycia", Niko nie ma zamiaru spełniać ich żądań. Może, ale nie musi z nimi rozmawiać. Wszystko jest dla niego obojętne, a konwersacja z ludźmi utrzymywana jest na granicy neutralności i niczego poza nią. Niko histerycznie broni się przed światem i nie ma ochoty wychodzić poza szereg. Wtapia się w tłum i woli patrzeć na życie z perspektywy obserwatora. Nijak odnosi się do realiów świata. Zamyka się w swojej bezpiecznej bańce i ucieka jak najdalej, byle by tylko nikt nie wziął szpilki i nie próbował jej przebić. Podchodzi z dystansem do wszystkiego co spotyka na swojej drodze i nie chce angażować się w nic poza leżeniem w łóżku i siedzeniem na ławce.
Jego priorytetem i jak się wydaje jedynym celem jaki da się zauważyć jest picie filiżanki dobrej kawy. To wychodzi mu w życiu brawurowo i wydaje się, że właśnie do tego jest stworzony.

   "Oh, Boy" nie jest jednak filmem, który z założenia chce skrytykować młode pokolenie. To raczej taka autentyczna postawa osób urodzonych w czasach, kiedy to wszystko było dostępne i podkładane pod nos. Nikt od nikogo nie wymagał czynnych działań. To bardziej pokolenie osiadłe, które dokładnie dostrzega dziwność i niesprawiedliwość świata. Woli wycofać się w odpowiednim momencie, niż pakować się w coś, co w rezultacie zrani, skrzywdzi i wyrzucie poza margines społeczeństwa. Bo przecież lepiej włożyć czapkę niewidkę i być na pozór niezauważalnym. Tylko, że trzeba sobie uświadomić to, że takich czapeczek nie ma i prędzej czy później ktoś nas zauważy.

   Niko nie jest mężczyznom pozbawionym inteligencji. To bardzo zdolny i mądry chłopak, jednak bez chęci i motywacji.
Widzi tylko to co złe i nie dostrzega barw, które, są.
Łatwo jest się ukryć i stwierdzić, że wszystko jest albo białe, albo czarne. Może czasami tak byłoby lepiej, ale prawda jest taka, że życie ma swoje barwy. Raz odzwierciedlają one dobro, raz zło, ale zawsze coś mówią i dają wskazówki.

   "Oh, Boy" to bardzo dobry film. Oglądałam go ze spokojem, w całkowitym wyciszeniu. Przez moment stałam się towarzyszką Niko i ze stoickim spokojem wędrowałam uliczkami miasta. Szczerze mówiąc taka postawa podobała mi się podczas trwania filmu. Jednak kiedy wyszłam na zewnątrz stałam się sobą, nie bierną dziewczyną zamkniętą we własnym ciele. I mimo, że każdy człowiek potrzebuje czasami momentu wyciszenia i spokoju, tak na dłuższą metę jest to nie do zniesienia.
Stwierdzę nawet, że można się udusić własną bezczynnością.

   Z czystym sumieniem polecam film. To oryginalna produkcja i bardzo chętnie zobaczyłabym ją jeszcze raz. Tyle, że dopiero po jakimś czasie, ponieważ póki co nie jestem gotowa na objęcie biernej postawy. Wiem jednak, że taki dzień nastąpi, a wtedy na pewno sięgnę po film "Oh, Boy".




FACEBOOK

poniedziałek, 5 maja 2014

"Flirtując z życiem" - romans z życiem, aktorstwem i własnym ja.

Tytuł: "Flirtując z życiem"
Autor: Danuta Stenka, Łukasz Maciejewski
Wydawnictwo: ZNAK 
Data premiery: 20.11.2013
Oprawa: twarda
Data przeczytania: 01.05.2014















   "Flirtując z życiem" to wywiad - rzeka Łukasza Maciejewskiego z Danutą Stenką.
Ale zacznijmy od tego, że przedstawię kim w ogóle jest Danuta Stanka.
Urodziła się 1961 roku w Sierakowicach; polska aktorka filmowa, teatralna i radiowa. Ukończyła Studium Aktorskie przy Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Jej mężem jest Janusz Grzelak. Danuta Stenka ma też dwie córki - Paulinę i Wiktorię. 

   I jeszcze parę słów o Łukaszu Maciejewskim ...

   Łukasz Maciejewski - filmoznawca, krytyk filmowy i teatralny. Wykładowca oraz kurator filmowy. Pracownik kilkunastu czasopism oraz portali internetowych. Juror i współorganizator wielu festiwali filmowych. Autor i współautor kilkudziesięciu książek. Wywiad z Danutą Stenką nie jest jego pierwszym wywiadem - rzeka. W 2012 opublikował taką rozmowę z Jerzym Radziwiłowiczem - "Wszystko jest lekko dziwne".

   Tak, teraz już mogę spokojnie wrócić do wywiadu, w którym Danuta Stenka zdradza szczegóły swojego życia zawodowego jak i prywatnego. Otwarcie opowiada o dzieciństwie i jego trudach. Mówi o pierwszych krokach stawianych na deskach teatru, drodze do kariery oraz wzlotach i upadkach swojego życia. Przywołuje ciekawe historię ze środowiska artystycznego i śmiało zwierza się ze swoich słabości i kompleksów. 

   To, że Danuta Stenka jest wybitną i ogromnie utalentowaną aktorką wie każdy Polak. Jednakże o tym, że jest ona kobietą wrażliwą, uczuciową, ambitną i sumienną, nie każdy ma świadomość. Jest nad wymiar szczera, ponieważ, taka aktorka jak ona nie potrzebuje zmyślać przeróżnych historii, aby tylko podnieść sprzedaż swojej książki. "Flirtując z życiem" kupi, a już na pewno przeczyta każdy, kto będzie miał ku temu okazję. Od Stenki nie oczekuje się kontrowersji i historyjek zwanych "dobrze opłacalnymi". Od niej raczej chcemy szczerości, dowodu dojrzałości i UŚMIECHU. Bo ten ma na prawdę piękny ...  

   "Flirtując z życiem" to autentyczny flirt z czytelnikiem. Tylko, że nie polega on na podlizywaniu się i robienia dobrej miny do złej gry. To raczej taka szczera "spowiedź" przed osobą czytającą książkę, która chce dowiedzieć się jak to wszystko na prawdę było. "Flirtując z życiem" to intymny kontakt. Trochę czujemy się tak, jakby Danuta Stenka opowiadała nam najskrytsze historie jej życia, w cichym, klimatycznym pokoiku przy zapalonej świeczce. Taki specyficzny, ale jakże ciepły i ciekawy klimat. 

   Danuta Stenka wzbudza zaufanie. Przeszła przez wiele ciężkich momentów w życiu. Podniosła się i za każdym razem szła dalej. Przezwyciężyła porażki i udowodniła, że chcieć znaczy móc. 
Oprócz tego bije od niej promiennością i ciepłem. Nawet w momentach, w których gra "zimne" postaci, ja ciągle wierzę, a wręcz mam pewność, że schodząc ze sceny lub też kończąc dane ujęcie, Danuta Stenka wraca do własnego "ja", który wyglądem i uśmiechem powala wszystkich na kolana. 

   Zawsze darzyłam ją ogromną sympatią, a po przeczytaniu książki, moja ocena jej osoby jeszcze bardziej wzrosła. Danuta Stenka zaimponowała mi swoją dojrzałością i umiejętnością doskonałej organizacji. Zagrała w potężnej ilości filmów, seriali oraz spektakli i w większości wyszła znakomicie, co świadczy o darze świadomego planowania i pracowitości. Każda rola wymaga dobrego przygotowania, a Danuta Stenka robi to na prawdę wybitnie.

   Cieszę się, że Stenka to aktorka ponadczasowa. Będzie o niej głośno jeszcze przez wiele lat i mam nadzieję, że w końcu dostanie taką rolę o jakiej marzy. Jak najbardziej należy jej się jakaś brawurowa postać, czy to w filmie, czy teatrze, ponieważ na taką zasługuje w stu procentach. Udowodniła już wiele razy, że potrafi wcielić się w każdą rolę i być w niej totalnie autentyczna. Możliwość oglądania jej na ekranie daje człowiekowi dużo dobrego. Ludziom w średnim wieku pokazuje, że mimo płynących lat i pojawiających się zmarszczek, można być optymistycznie nastawionym do życia i to z uśmiechem od ucha do ucha. 
Ludziom młodego pokolenia, którzy uważają, że najlepsze są aktorki o nieskazitelnym wyglądzie, Stenka pokazuje, że wcale tak nie musi być. 

   Jestem zadowolona z tego, że przeczytałam książkę "Flirtując z życiem". Dowiedziałam się z niej wielu ciekawych rzeczy, o których wcześniej nie miałam zielonego pojęcia. Danuta Stenka zaimponowała mi jeszcze bardziej, niż dotychczas i chętnie sięgnę po produkcje filmowe, w jakich zagrała, a których ja do tej pory nie miałam okazji zobaczyć. 




FACEBOOK