poniedziałek, 11 sierpnia 2014

MARGARET w Zabrzu - 10.08.2014

   Tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że postanowiłam rozpocząć nową tematykę na blogu, informuję, że się stało.
Dzisiejszy post jest początkiem nowego działu, w którym umieszczać będę relację z różnorodnych koncertów. Uważam, że jest to świetny pomysł, ponieważ jako że jestem osobą, która urodziła się ogromnym koncertoholikiem, może to całkiem dobrze wyjść. Od najmłodszych lat chodziłam na tego typu eventy, a rodzice wpajali mi do główki, że są to wydarzenia warte uwagi i tak podłapałam bakcyla. Teraz uczestnictwo w koncertach weszło mi w nawyk i nie mam zamiaru tego zmieniać. Po co walczyć z czymś, co ma się we krwi.
Mam ogromną nadzieję, że moja opinia występów wokalistów estrady polskiej, a może i zagranicznej, przypadnie Wam do gustu i będzie Wam się miło czytało moje posty.
Myślę, że już czas zacząć i serio chciałabym, żeby spodobał Wam się pomysł relacjonowania koncertów. Pamiętajcie, liczę na Was.

   Na pierwszy ogień idzie Margaret, która wczoraj zaszczyciła swoją obecnością Zabrze. Jej występ poprzedzał koncert Dawida Kwiatkowskiego (o którym będzie mowa w kolejny wpisie) i dał energię do dalszej niesamowitej zabawy.
Miałam szczęście, bo akurat na ten weekend wracałam do rodzinnego miasta, jakim są Gliwice, a stamtąd to już rzut beretem do Zabrza.
Właściwie od samego początku koncertu los zesłał nam z nieba deszcz, który nie był miłym prezentem dla publiczności. Niektórzy próbowali ukryć się pod swoimi parasolami, jednak większość na próżno szukała zbawienia. Ja byłam w tej drugiej grupie, która znikąd nie otrzymała pomocy i tym oto sposobem w zaledwie kilka minut zamieniłam się w zmokłą kurę. Najgorsze jest to, że jestem największym wrogiem deszczu i nienawidzę, kiedy pada, a tym bardziej, kiedy leje na mnie. Zamiast lusterka miałam aparat, którego ekranik wyraźnie pokazywał moją twarz i tak mimowolnie spojrzałam na swój wizerunek. Tutaj pojawia się puenta, że jak normalnie pewnie byłabym niezadowolona swoim wyglądem i od razu zrzedłby mi humor, tak po prostu miałam gdzieś to, jak wyglądam. Przyszłam na koncert, a nie na rewię mody. Myślę, że to muzyka Margaret sprawiła, że nie miałam najmniejszej ochoty smucić się z powodu załamania pogody. Fajnie było nie przejmować się byle czym i po prostu świetnie się bawić. Kompletnie bezstresowo. Naprawdę czad !

   Na poniższych zdjęciach, które za wszelką cenę chciałam dla Was skompletować, możecie zwrócić uwagę na strój Margaret, czyli Małgosi Jamroży. Ma ona całkowicie luźny ubiór, który fenomenalnie współgra z rodzajem muzyki, jaki wykonuje, jak i z samym jej wyglądem.
Fajne jest to, że Małgosia postawiła na wygodę, a ciuchy nie krępowały jej ruchów. Margaret nie jest wokalistką, która stoi przed mikrofonem w kompletnym bezruchu, a cały czas się rusza. Biorąc to pod uwagę, ubranie Margaret jest trafione w dziesiątkę, a poza tym podkreśla wszystkie atuty, jakie niewątpliwie posiada. Bardzo mi się spodobał.

   Myślę, że czas przejść do samej muzyki, bo to ona jest w tej relacji głównym aspektem, o którym należy wspomnieć. Oprócz takich hitów jak "Thank You Very Much", "Wasted" oraz "Tell Me How Are Ya", Małgosia wykonała utwory, których do tej pory nie miała okazji usłyszeć. Wiadomo, że piosenki, które lecą w radiu, są mi dobrze znane i to przy nich bawiłam się najlepiej. Może nie znam ich całkowicie na pamięć, ale w refrenach wymiatam. Super zaskoczeniem okazało się to, że mimo iż niektórych piosenek kompletnie nie kojarzyłam, to bawiłam się przy nich porównywalnie dobrze, jak i przy tych doskonale mi znanych.
Cieszę się, że Margaret ma wielkie aspiracje na przyszłość. Widać to po stylu muzyki jaki wykonuje. To artystka jedyna w swoim rodzaju. Jest wiele "gwiazd", których głos bez problemu mogę porównać z głosem kogoś innego, ale Margaret nie należy do tej kategorii. Jest ona osobą bardzo oryginalną i wydaje mi się, że jest to jej największym atutem.
Poza tym nie boi się eksperymentować z muzyką. Na wczorajszym koncercie prezentowała piosenki stylizowane na lata 70. i wyszło jej to świetnie. Dobrze, że sięga do lat, które dla niektórych już dawno zostały zapomniane. Małgosia odświeża styl tamtych czasów i siłą woli sprawia, że ludzie przypominają sobie o dawnych topowych kompozycjach.

   Przyznam szczerze, że do wczorajszego dnia nie miałam pojęcia, że Margaret ma głos jak dzwon. Wykonując swoje utwory była bezbłędna, poza tym miała ogromne wsparcie w publiczności, która równo dotrzymywała jej kroku. Natomiast nie mogę i nie chcę wymazać z pamięci jej brawurowego wykonania piosenki "Waiting All Night". Jestem w stanie założyć się, że 3/4 społeczeństwa kojarzy, a zarazem lubię tę piosenkę. Ma ona swoisty klimat, nastrój i wrażliwość, a teledysk powala na kolana. Margaret zaśpiewała ten utwór tak, że zrobiło mi się głupio, iż wcześniej byłam nieświadoma, że ma aż tak ogromny talent i umiejętność przekazywania emocji. 

   Nie byłam fanką Margaret, ale lubiłam jej poszczególne piosenki. Był czas, kiedy uważałam ją za pozerkę, która płynie z falą i robi tak, aby spełniać zapotrzebowania rynku muzycznego, a nie swoje marzenia. Potem zmieniłam zdanie, jednak to nie zmieniło faktu, że dalej nie byłam maniaczką jej muzyki. Teraz nie wiem, czy już stałam się fanką, ale na pewno jestem i będę wierną słuchaczką jej twórczości. Mocno trzymam kciuki za jej dalszy rozwój, bo nie mamy podobnej artystki osoby w Polsce. Margaret jest ewenementem o mocnym, przejrzystym głosie i pięknym wyglądzie. Nic dodać, nic ująć. Jeżeli kiedykolwiek jeszcze raz miałabym możliwość uczestnictwa w koncercie Małgosi, to bardzo chętnie się na niego wybiorę. Jej występ był smaczną ucztą dla słuchu. Bawiłam się przednio.

   Na sam koniec zapraszam Was do obejrzenia poniższych zdjęć. Starałam się, aby były jak najlepszej jakości i abyście mogli przeglądać je w pełnym komforcie, jednak nie jestem fotografem. Zazwyczaj cykam fotki w trybie automatycznym i nie są perfekcyjne. Może kiedyś wezmę instrukcję obsługi i nauczę się paru tricków. Na razie uważam, że wyszły całkiem ok.
Mam nadzieję, że jak na początkującą koncertową paparazzi, dałam radę.








2 komentarze:

  1. Śliczna Margaret. Uwielbiam ją

    OdpowiedzUsuń
  2. Rób proszę więcej takich fotorelacji, bo świetnie Ci idzie...

    OdpowiedzUsuń