wtorek, 15 września 2015

Grzegorz Hyży - Agrykola w Warszawie - 13.09.2015

   


Już po raz piąty miałam szczęśliwą okazję uczestniczenia w koncercie jednego z moich ulubionych wokalistów Grzegorza Hyży. Tym razem akcja była bardzo spontaniczna i nieplanowana. Dwie godziny przed całym eventem podjęłam decyzję, że nie może mnie tam zabraknąć. Stwierdziłam, że skoro mieszkam w Warszawie i jeżeli odbywa się tutaj koncert Grzegorza, to okrutnym błędem byłoby spędzenie popołudnia w domu. Tym właśnie sposobem o godzinie 15 pojawiłam się w Agrykoli, gotowa na dawkę niesamowitych emocji i wrażeń. Jak już wspominałam, na koncertach Grzegorza czuję się jak "domownik" ponieważ jego osoba, jak i zespół nie są mi obcy. Doskonale wiem, na co stać chłopaków i nie mam wątpliwości, że muzyka Grzegorza, a co więcej jego angaż w występ sprawi, że resztę dnia spędzę z szerokim uśmiechem na twarzy. 

   Tradycyjnie Grzegorz Hyży zaśpiewał swoje największe hity z płyty "Z całych sił". Swoją drogą to bardzo dobry krążek. Każdy utwór jest przemyślany, a Hyży nie rzuca słów na wiatr. Doskonale czuje muzykę i to słychać zarówno podczas słuchania płyty, jak i widać na koncertach, gdzie całe jego ciało "buzuje" od wewnątrz. Wcale mu się nie dziwię, bo tak naprawdę, jeżeli ma się możliwość grania z tak wspaniałym zespołem to człowiek nie jest w stanie usiedzieć w miejscu. Jednym z jaśniejszych punktów zespołu jest Michał Bobrowski. To gitarzysta z ekipy Grzegorza Hyży. Nie trudno jest zauważyć, że jego osoba ma bardzo duży wpływ na przebieg koncertów. To człowiek, który ma wieczny uśmiech na twarzy, zachęca publiczność do zabawy, a ponadto sam czerpie z występu mega moc i siłę. Podziwiam go i życzę mu, aby jego podejście do życia nigdy nie uległo zmianie. Swoją drogą Bobik wysyłam Ci wielkie pozderki i do zobaczenia na kolejnych koncertach.

   Zadziwiające jest to, że za każdym razem, kiedy wychodzę z koncertu Grzegorza Hyży i opowiadam komuś swoje wrażenia, mówię, że to był najlepszy koncert Grześka, na jakim byłam. Dzisiaj odniosłam podobne wrażenia. Wydaje mi się jednak, że nie powinnam oceniać i porównywać występów, bo każdy, na jakim byłam, był całkowicie inny.
Podczas występu Grzegorza przy CH Wileńska nie znałam tak dobrze jego muzyki, jak teraz. To był pierwszy raz, kiedy ujrzałam jego osobę na żywo i pewnego rodzaju przełamanie się i poczucie tego, że chcę więcej. Następnym razem odbył się masowy koncert przy Radiostacji w Gliwicach. Tym razem stojąc w pierwszym rzędzie czułam wbijające się we mnie barierki i dziwiłam się, że jeszcze nikt nie przepchał mnie na drugą stronę. Wiem jednak, że i takie koncerty mają swoje dobre strony, bo jak to się mówi - "w kupie raźniej". Niedzielny koncert był o tyle wyjątkowy, że odbył się o 15 30, co za tym idzie było jasno, każdy każdego mógł wyraźnie zobaczyć. Uśmiechy były na porządku dziennym, a dobra zabawa powodowała, że przez niebo przewijało się słoneczko. Oprócz tego koncert wydawał mi się kameralny, miałam dużo miejsca, żeby móc pobujać się w rytm muzyki. Bardzo, bardzo, bardzo udany występ i ogólnie czadowo spędzony czas w towarzystwie optymistycznych ludzi i zespołu, który nigdy mi się nie znudzi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz