sobota, 1 marca 2014

"The last song" - przegrać z chorobą, wygrywając życie.

Tytuł: The last song ( Ostatnia piosenka )
Gatunek: melodramat
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Data premiery: 31 marca 2010 ( Stany Zjednoczone )
Reżyseria: Julie Anne Robinson
Scenariusz: Nicolas Sparks, Jeff Van Wie
Scenografia: Nelson Coates, James Ferrell, Scott Meechan
Muzyka: Aaron Zigman
Zdjęcia: John Lindley
Główne role: Miley Cyrus, Liam Hemsworth, Greg Kinnear
Produkcja: Adam Shankman, Jennifer Gibgot
Wytwórnia: Touchstone Pictures, Offspring Entertainment
Dystrybucja: Walt Disney Pictures




  "The last song" to film opowiadający historię zbuntowanej nastolatki Ronnie, którą matka zmusza do spędzenia wakacji z ojcem. Dziewczyna nie widziała się z nim od rozwodu rodziców czyli od trzech lat. Mieszkając w Nowym Yorku w dość wyraźny sposób pokazywała swój bunt poprzez liczne kradzieże i uczęszczanie do klubów nocnych.
  Ronnie od najmłodszych lat grała na pianinie czego nauczył ją jej tata. Od czasu kiedy ich kontakt się urwał, dziewczyna w bardzo sceptyczny sposób zaczęła podchodzić do tego instrumentu. Znienawidziła grę na pianinie. 
  Spędzając wakacje u ojca poznaje przystojnego gracza siatkówki Willa i z czasem zaczyna być on obiektem jej zainteresowania. Podczas pobytu dowiaduje się również o skrywanym przez Willa sekrecie oraz o tajemnicy swojego ojca.


  "The last song" to film o dojrzewaniu, o pięknej miłości nie tylko Ronnie do Willa, ale też Ronnie do swojego ojca. Film fantastycznie pokazuje relacje między ludźmi. Jak wiadomo nie zawsze są one piękne i kolorowe. Bywają chcwilę kiedy w życiu jest ciężko. Powstają wtedy wszelakie kłótnie i nieporozumienia. Ale "po burzy zawsze wychodzi słońce" i takie właśnie przysłowiowe słońce można dostrzec w tym filmie.

  Czy początkowy bunt Ronnie można traktować jako przykład jej złego charakteru ? Oczywiście, że nie. 
  Ronnie bardzo ucierpiała przez rozwód swoich rodziców. Poza tym zaraz po rozstaniu ojciec przeprowadził się do Nowego Yorku i Ronnie została sama z mamą i młodszym bratem. Na pewno brakowało jej ojca i cierpiała przez to, że ich kontakt się urwał. Właściwie ograniczył się tylko do listów jakie ojciec wysyłał dziewczynie. Jednak ona i tak nie miała ochoty ich czytać. 
  Kiedy Ronnie zostaje zmuszona do spędzenia wakacji u taty, wszystkie emocje na nowo odżywają. Ronnie czuje ogromny żal i okazuje go poprzez brak szacunku do ojca, ucieczki z domu i ogólny bunt. Dziewczyna jest osobą zamkniętą w sobie, która nie dopuszcza do siebie innych osób. Boi się otworzyć na świat i ludzi, bo obawia się, że ktoś może ją zranić. Dlatego też kiedy poznaje Willa, na samym początku wytwarza między nimi barierę, którą dopiero potem krok po kroku przełamuje.

  Kiedy Ronnie dowiaduje się o tym, że jej ojciec jest ciężko chory, na początku odczuwa złość na cały świat. Na pewno poniękąd czuje się winna tego,że wcześniej zachowywała się w tak paskudny sposób. Od tego momentu widzimy już Ronnie jako dziewczynę o wielkiej sile i ogromnym sercu. Jej opieka nad ojcem, wsparcie psychiczne jakie mu daje i pomoc pokazuje nam jak bardzo kocha swojego tatę. Wykazuje się ogromną dorosłością i odpowiedzialnością. Trzeba zaznaczyć, że nie robi tego z litości lub też obowiązku, ale z uczucia jakie darzy do ojca.
Nie chce dopuścić do siebie myśli o jego śmierci jednak z czasem powoli zaczyna to do niej dochodzić. Stara się zrobić wszystko, aby jego ostatnie chwile życia uczynić tymi najpiękniejszymi.       Kiedy kończą się wakacje i jej mama przyjeżdża po nią i jej młodszego brata, Ronnie podejmuje decyzję o zostaniu. Chce być z tatą do ostatniego momentu jego życia, wspierając go i otaczając opieką. Mimo tego, że jest świadoma, że te chwile będą bardzo bolesne, nie widzi innej opcji. Jest to jej własna wola i akurat w tym przypadku na pewno nie przymuszona.

  Głównym wątkiem w filmie jest właśnie relacja między Ronnie, a jej ojcem. Pokazuje jak wielką siłę ma miłość i jak wiele może zmienić. Ronnie od początku kochała ojca, ale nie umiała tego okazać. Na początku czując żal, nie umiała zachowywać się w inny sposób niż właśnie ten opryskliwy. Ale to tak jak w życiu. Często ludzie nas ranią, krzydzą i odpychają. Jednak zdarza się tak, że mimo wszystko w dalszym ciągu są oni dla nas bardzo ważni i potrafimy "przymknąć oko" na ich błędy. Zazwyczaj jest tak, że ludzi robią wiele rzeczy w emocjach, później ogromnie tego żałują, ale już nie mają na tyle odwagi, aby przyznać się do błędu, przeprosić lub też prosić o wybaczenie. Każdy człowiek ma prawo do pomyłek i każdy zasługuje na drugą szansę.

  Taką też drugą szansę daje Ronnie swojemu ojcu jak też na odwrót, ojciec wybacza wszystkie złe postępki Ronnie. Między nimi tworzy się nierozerwalna więź. Ich miłość jest silniejsza niż wszystkie inne, dlatego, bo jest bezinteresowna i bezgranicza. Żaden z nich nie oczekuje korzyści z tej relacji. Każdy cieszy się szczęściem drugiego i to jest najpiękniejsze.

  Ojciec Ronnie w końcu umiera, ale nie będąc sam. Mając przy sobie najważniejszą osobę na świecie - własną córkę. I mimo, że przegrywa walke z chorobą to wygrywa życie, ponieważ właśnie relacja z Ronnie znaczyła dla niego tyle co całe życie. Odchodzi ze świadomością, że ma fantastyczną i dojrzałą córkę, która poradzi sobie w każdej sytuacji.

  Wiem, że rozpisałam się na temat tego wątku, ale to temat przewodni filmu. Mimo, że mogłoby się zdawać, że produkcja ta skupi się na szczegółowym pokazaniu miłości Ronnie i Willa, ale nie jest to motyw główny. Najważniejsze są relacje Ronnie z ojcem, bo to one pokazują sens filmu.
  Nawołują do rozmyśleń nad samym sobą i postawieniu się w danej sytuacji. Mimo, iż jest ona okropnie trudna, to możliwa do przejścia. Każdy człowiek ma w sobie ogromną siłe tylko często nie jest jej świadomy. Wiele ludzi pod wpływem wieści o chorobie bliskich tchórzy i ucieka. Nie znaczy to, że są to ludzie źli, tylko po prostu nieświadomi tego, że dadzą radę, że są w stanie przetrwać ten okres i pomóc danej osobie.
  Ronnie udowadnia, że skoro młoda buntowniczka potrafi, to inni też dadzą radę. Wystarczy tylko chcieć, zebrać siły i być. Bo czasem wystarczy tylko to, że jesteśmy. Nie potrzeba słów, ruchów, gestów, wystarczy sama obecność, która jest ważniejsza nade wszystko.

  Kolejnym powodem dla którego skupiłam się na wątku relacji Ronnie z jej ojcem jest to, że chciałam pokazać, że "The last song" nie jest filmem typowo skierowanym do młodego pokolenia/ nastolatków. Jest to produkcja dla wszystkich, ponieważ pokazuje piękną, wzruszającą historię. Jestem pewna, że każdy człowiek po obejrzeniu filmu, zacznie myśleć nad tym co by zrobił w danej sytuacji. I prawidłowo, bo nikt nigdy nie wie co życie postawi na naszej drodze. Oby było jak najwięcej dobrych chwil, sprawiających radość, ale miejmy też świadomość, że nie uciekniemy od trudnych wyborów i patowych sytuacji. Mimo upadków trzeba się podnieść i iść do przodu z podniesioną głową.
"The last song" to film relacji. Relacji ojca z córką, chłopaka z dziewczyną, siostry z bratem. W każdej z tych relacji znajdziemy jakiś konflikt, ale też piękne przeżycia.
Ja opisałam więź ojca z córką, jednak serdecznie zachęcam do obejrzenia filmu w celu poznania pozostałych relacji.

  Wiele razy spotkałam się z negatywnym odbiorem filmu. Kiedy pytałam o to, co było w nim nie tak, słyszałam krótką odpowiedź: Miley Cyrus.
Poważnie ? Moim zdaniem, bardzo dobrze zagrała tą rolę. Była odpowiednią osoba na właściwym miejscu i doskonale wpasowała się w całość filmu. Była wiarygodna i naturalna. Może komuś nieodpowiadać jej teraźniejsze zachowanie, ale nie można nikogo oceniać przez pryzmat tego co robi. Osobiście nie wyobrażam sobie innej osoby jako Ronnie. Miley stworzyła kompletną postać. Zgrała się z nią od A do Z i efektem tego jest fantastyczny film "The last song"

  Podsumowując, uważam, że warto poświęcić chwilę na zobaczenie "The last song". Można z tego filmu wynieść wiele cennych wskazówek na życie.



FACEBOOK

piątek, 28 lutego 2014

"Chce się żyć" - lekcja z nauki życia prowadzona przez niepełnosprawnego, "wielkiego" człowieka.


Tytuł: Chce się żyć
Gatunek: obyczajowy
Rok produkcji: 2013
Premiera: 11.10.2013
Reżyseria: Maciej Pieprzyca
Scenariusz: Maciej Pieprzyca
Scenografia: Joanna Anastazja Wójcik
Zdjęcia: Paweł Dyllus
Muzyka: Bartosz Hajdecki
Główne role: Dawid Ogrodnik, Kamil Tkacz, Dorota Kolak, Arkadiusz Jakubik, Anna Nehrebecka
Produkcja: Studio Filmowe Tramway
Wytwórnia: Studio Filmowe Tramway, Instytucja Filmowa Silesia-Film, Telewizja Polska, Monternia.pl




   "Che się żyć" to film, który opowiada o dziecku, potem już dorosłym mężczyźnie, który jest chory na czterokończynowe porażenie mózgowe i nie jest w stanie komunikować się w sposób werbalny. Mateusz - bo tak ma na imię główny bohater - jest jednak osobą w pełni zdrową i świadomą intelektualnie, która z ogromną determinacją i siłą walczy o swoje "ja".

   Film "Che się żyć" jest inspirowany prawdziwą historią Przemka. w 2003 roku, dokumentalistka Ewa Pięta nakręciła o nim film dokumentalny, którego tytuł brzmiał: "Jak motyl".

Maciej Pieprzyca postanowił ukazać historię Przemka w filmie fabularnym. I tak po spotkaniach z chorym mężczyzną oraz innymi ludźmi cierpiącymi na takie zaburzenia; po poznaniu ich rodzin i stworzeniu odpowiedniej dokumentacji powstał film "Che się żyć".

   Grający główną rolę Dawid Ogrodnik według mnie kwalifikuje się na listę "najlepszego z najlepszych". Co on zrobił w tej produkcji wykracza pozna wszelkie granice. Szczerze mówiąc to nawet w tym momencie po prostu nie wiem co napisać. Nie chcę określać dokonań Dawida żadnymi przymiotnikami, ponieważ to i tak będzie zdecydowanie za mało. Po prostu życzę Ogrodnikowi samych brawurowych ról, ponieważ na takie tylko zasługuje.


   Już po samych zwiastunach filmu byłam przekonana, że jest to dobra produkcja.

   Kiedy poszłam do kina, zasiadłam wygodnie w krześle, nie mając żadnych obaw przed zawodem.
Moje wygodne siedzenie skończyło się w momencie jakiegoś 10 minutowego trwania filmu. I wcale nie przeszkadzało mi to, że resztę obejrzałam już w pozycji bez oparcia, z głową wychyloną w stronę ekranu i wytrzeszczonymi oczami.

   "Chce się żyć" to film na światowym poziomie. Mogę powiedzieć, że jest to najlepszy film polski jaki miałam okazję zobaczyć.


   Tak bardzo przejmująca historia. Nie można powiedzieć, że jest to film smutny, raczej prawdziwy. Absolutnie trafiający w serca i manipulujący uczuciami.

   Kiedy sekunda po sekundzie śledziłam losy i myśli głównego bohatera to na całym ciele odczuwałam ciarki. Trzymały się mnie one od samego początku do samego końca filmu. Nie umiałam i nie chciałam nad tym zapanować. Czas trochę stanął w miejscu, bo nic mnie dookoła nie obchodziło. Ta historia tak zawładnęła moją osobą, że czułam się jako jeden z uczestników wszystkich wydarzeń. Poniekąd jako bezradny obserwator, który współczuje, docenia i podziwia, ale który nic nie może zrobić.
   Mateusz mimo swojej choroby widocznej na zewnątrz, tak na prawdę w głębi był zdrowym i rozumiejącym wszystko człowiekiem. Tym bardziej denerwowało mnie to, że musi słuchać wszystkich opinii ludzi, którzy myśleli, że jest "rośliną". "Rośliną" nic nierozumiejącą, pozbawioną jakichkolwiek uczuć, a co tu dopiero mówić o marzeniach albo planach. Tyle, że Mateusz właśnie takowe posiadał. Jak każdy człowiek pragnął, marzył, planował, rozumiał i czuł. Był normalną osobą tyle, że uwięzioną we własnym ciele.
   Całą historię możemy poznać właśnie z jego opowiadań. Cały czas zaznacza, że wszystko rozumie.
Kiedy w filmie widzimy scenę wizyty Mateusza ( jeszcze jako dziecka ) u lekarki, z którą układał klocki, słyszymy z ust pielęgniarki słowa, że mózg chłopca nie pracuje, że jest rośliną. Mateusz opowiadając nam ten epizod podsumowuje go tak, że przecież rośliny nie bawią się klockami.
Już od samego początku możemy zauważyć, że jest on kimś nad wymiar dojrzałym. Nie tylko normalnym intelektualnie chłopcem, ale ponad to bardzo mądrym i inteligentnym.

Bardzo ujmujący jest sposób w jaki Mateusz walczy o siebie, o to, żeby zostać zauważonym i móc coś "powiedzieć". Jego siła jest niewyobrażalnie potężna. Jego determinacja z czasem przekracza wszelkie granice. Jest on osobą, do której ja, podczas oglądania filmu, czułam potężny szacunek i podziw. Nie mogłam zrozumieć skąd w tym człowieku jest taka niesamowita wola życia i walki.

Mateusz swoją postawą udowadnia, że warto walczyć o swoje marzenia, bo kiedy ktoś czegoś na prawdę chcę, to jest w stanie to osiągnąć. I tak też było w jego przypadku.

   Czasami zastanawia mnie skąd w Mateuszu taki ogrom pozytywnego nastawienia do świata. Przecież na swojej drodze spotkał ludzi, których kompletnie nie obchodził. Traktowali go jak powietrze, jak kogoś nieistniejącego. Dla świętego spokoju wyrwali mu przednie zęby ( niby z troski żeby się nie kaleczył ). Ok troska troską, ale czy na prawdę zamiast wyrwania zębów nie łatwiej było go ustawić w pozycji siedzącej podczas posiłku ? Czy trzeba było zrobić to bezwzględną siłą i tłumaczyć to tym, że on nic nie czuje. Tak robią ludzie?


   Często podczas filmu przewija się myśl Mateusz - "Dobrze jest". A ile razy słyszymy to w życiu codziennym. Jesteśmy nauczeni ciągle narzekać. Lato - za gorąco, zima - za zimno, pada - źle, świecie słońce - źle. Ciągle coś jest nie tak. Zawsze znajdzie się jakiś element nam niepasujący, denerwujący nas. Rzadko patrzymy na świat z optymizmem i radością.

   Nie pamiętam kiedy usłyszałam w rozmowie z kimś słowa "dobrze jest". A tutaj osoba uwięziona we własnym ciele, niepełnosprawna i nieakceptowana przez społeczeństwo, tak często je powtarza.
   Mateusz cieszy się każdą chwilą i co najważniejsze - czerpie radość z tego, że żyje.
Jest on wzorem dla ludzi. Wzorem, który powinno się naśladować.

   Film pokazuje, że osoby z jakimiś upośledzeniami potrafią mieć lepsze nastawienie do życia, niż osoby całkowicie zdrowe. Nawet w filmie sam Mateusz komentuje, że rezydenci ośrodka zachowują się tak jakby byli uczestnikami jakiegoś obozu sportowego.


   Nie mogę zapomnieć o ( jak dla mnie ) najbardziej dotykającej i wzruszającej scenie, w której Mateusz płacze. Pokazuje to zarówno mimiką jak i dźwiękiem, który wydaje się jakby wypływał z jego duszy. Dźwięk tłumiony przez wszystkie lata. Skierowany do jego matki. Bardzo wymowny i akurat tutaj - doskonale zrozumiany.


   "Chce się żyć" to lekcja z nauki życia prowadzona przez niepełnosprawnego, "wielkiego" człowieka.

Gwarantuję, że po obejrzeniu filmu, nikt nie obejdzie się w sposób obojętny co do niego. Rozmawiając z innymi ludźmi i dzieląc się poglądami na temat tej produkcji, spotkałam się z bardzo miłym odbiorem. Niezmiernie mnie to cieszy, ponieważ nie widzę żadnego elementu, który dał by powód do krytyki filmu.
Jest on brawurowy pod każdym względem. Nie można przyczepić się, ani całości historii, bo jest prawdziwa, wzruszająca i  bardzo motywująca. Nie można przyczepić się obsady i gry aktorskiej, bo jak już wyżej wspomniałam jest ona na poziomie światowym i bezbłędna w każdym calu. I ogólnie całość - muzyka, scenografia doskonale wpasowuje się w klimat filmu i doskonale z nim współgra.

  "Che się żyć" - polecam każdemu bez wyjątku, bo każdy prawidłowo rozumujący człowiek znajdzie w tym filmie coś dla siebie. Coś z niego wyniesie, co potem na pewno przyda mu się w życiu.

Ja po obejrzeniu tej historii uświadomiłam sobie, że trzeba cieszyć się każdą chwilą, walczyć z porażkami i dążyć do własnych marzeń i celów. Nie można się poddawać, bo jak ktoś kiedyś powiedział "dopóki walczysz jesteś zwycięzcą".


FACEBOOK


czwartek, 27 lutego 2014

Anna Starmach i jej "Pyszne 25. Nowa porcja przepisów".


Tytuł: Pyszne 25. Nowa porcja przepisów
Autorka: Anna Starmach
Wydawnictwo: Znak
Oprawa: Miękka
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 176












Anna Starmach urodziła się 15 maja 1987 roku w Krakowie. Najbardziej znana jest dzięki pozycji jurorki w polskiej edycji Masterchef. Ukończyła prestiżową, paryską szkołę kucharską Le Cordon Bleu i jest absolwentką Uniwersytetu Jagielońskiego. Odbyła wiele staży w renomowanych restauracjach. Ma swój kącik kulinarny w telewizji śniadaniowej Dzień Dobry TVN, a w TVN Style prowadzi własny program "Pyszne 25", gdzie przyrządza dania w zaledwie 25 minut i nie droższe niż 25 zł. 20 marca wydała książkę kucharską "Pyszne 25".

Dzisiaj miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z Anną Starmach. Rozmowa z nią miała miejsce w księgarni Matras na Rynku Głównym w Krakowie. Bardzo lubię gotować, dlatego postanowiłam pójść na to spotkanie. Ponad to byłam niezmiernie ciekawa Pani Ani jako osoby. 

Kiedy tylko weszła na salę bił od niej ogromny optymizm, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Od razu zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i byłam niemal pewna, że jest ciepłym, miłym i życzliwym człowiekiem. 
Posiada też ogromną umiejętność łatwego wypowiadania się oraz "dowcipkowania". Od samego początku wiedziałam, że słusznie zrobiłam idąc na to spotkanie i, że na pewno nie będzie to zmarnowany czas.
Anna Starmach opowiadała o swoich przyzwyczajeniach, kiedy to jeszcze była małą dziewczynką. Mówiła jak to w jej rodzinie większość czasu spędzało się w kuchni i chyba to ukształtowało w niej przyszłą pasjonatkę gotowania.
Mówiła o swoim wyjeździe do Paryża, o pracy tam i o zamiłowaniu do gotowania. 
Nie trudno było zauważyć, że kuchnia i przyrządzanie potrw to całe jej życie. Czynność, która napawa ją niesamowitą energią i daje ogrom szczęścia.
Anna Starmach mówiła też o swojej książce; o tym co można w niej znaleźć, jak powstała i dlaczego.
Po spotkaniu można było podejść do Pani Ani, uzyskać podpis na własnym egzemplarzu i zamienić z nią parę zdań. 
Bardzo mile byłam zaskoczona tym, że dla każdego potrafiła znaleźć czas, nikogo nie zbywała i od samego początku do samego końca była uśmiechniętą i bardzo pozytywnie nastawioną osobą.
Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu.

Co do książki to i owszem zostałam posiadaczką "Pyszne 25. Nowa porcja przepisów". Jest to już druga książka Anny Starmach. Zawiera w sobie 70 przepisów na dania. Każde z nich można zrobić w 25 minut i za nie więcej niż 25 zł. Jest podzielona na kategorie: NA SŁONO i NA SŁODKO. Można w niej znaleźć propozycje śniadaniowe, obiadowe jak i deserowe. Każda osoba znajdzie coś dla siebie, ponieważ przepisy są bardzo różnorodne. Czy jest się wegetarianinem, czy gustuje się w deserach lub też jest się mięsożercą to tak czy tak do każdej z tych kategorii można dopasować przepisy z książki Anny Starmach. 

Bardzo zachęcająca jest okładka, na której Pani Ania prezentuje się wyśmienicie, uśmiechem na twarzy. Ale kiedy otworzymy książkę znajdziemy w niej rzetelnie przygotowane propozycje dań, zapisane w sposób czytelny i przyjemny do czytania. Zdjęcia umieszczone koło każdego z przepisów pobudzają kubki smakowe zanim jeszcze przystąpi się do gotowania. 
Póki co to na razie tyle, ile mogę powiedzieć o książce "Pyszne 25. Nowa porcja przepisów". Mam nadzieję, że za niedługo przystąpię do działam "z lekturą pod pachą" i na własnej skórze będę mogła przekonać się o znakomitości tamtejszych potraw.
Podsumowując, staranna, schludna, czytelna i kipiąca ogromną pasją książka.

FACEBOOK

"Płynące wieżowce" - czyli film bez bezpiecznego środka.

 
Tytuł: Płynące wieżowce
Gatunek: Dramat
Rok produkcji: 2013
Premiera: 22 lipiec 2013
Reżyseria: Tomasz Wasilewski
Scenariusz: Tomasz Wasilewski
Zdjęcia: Jakub Kijowski
Muzyka: Baasch
Scenografia: Jacek Czechowski
Główne role: Mateusz Banasiuk, Bartosz Gelner, Marta Nieradkiewicz
Produkcja: Roman Jarosz, Izabela Igel, Łukasz Targosz, Szymon Lenkowski
Wytwórnia: Alter Ego Pictures





  Sportowiec Kuba, podczas przyjęcia poznaje Michała ( studenta uniwersytetu ). Między tą dwójką młodych ludzi zaczyna rodzić się silna więź, która później przeradza się w uczucie. Na początku cała sytuacja przeraża Kubę, który jest w związku z Sylwią, jednak dalej brnie w znajomość z Michałem. Natomiast dziewczyna zauważa co dzieje się między jej chłopakiem, a Michałem i ogarnia ją ogromny lęk przed utratą ukochanego. Życie i relacje całej trójki zaczynają wirować i ich świat przewraca się do góry nogami.

  Nim przejdę do własnych przemyśleń na temat tego filmu, chciałabym napisać parę zdań odnośnie obsady aktorskiej. Chylę czoła i głośno biję brawo za niesamowitą grę. Wychodząc z kina byłam pod ogromnym wrażeniem tego jak wspaniale aktorzy stworzyli swoje postaci.

  Mateusz Banasiuk - znany mi wcześniej z serialu "Pierwsza Miłość" oraz filmów "Wszystko, co kocham" i "Big Love". Niesamowity talent, doskonałe gesty, spojrzenia. Grana przez niego postać już od samego początku wzbudziła moje ogromne zainteresowanie. Aktor musi przyciągać wzrok, intrygować. Dziękuję serdecznie, bo właśnie to zrobił ze mną Mateusz Banasiuk. Mam nadzieję, że będę miała okazję oglądać Go przez długi czas i to w samych najlepszych produkcjach.
  Bartosz Gelner - ma w sobie dosłownie wszystko co potrzebuje aktor młodego pokolenia. Nie dziwię się, że jest jednym z ulubieńców nastolatek, bo nawet ja, choć mam dość poważne podejście do życia, jak na swój wiek, patrząc na Bartosza myślałam " co za przystojniak". Ale nie chcę skupiać się tylko na tym, bo przecież oprócz wyglądu nie sposób nie docenić talentu. Miło było patrzeć na stworzoną przez niego rolę Michała. Czasami miałam wrażenie, że Gelner wcale nie gra. Był tak swobodny i wiarygodny w tym co robi. Całkowicie "kupił" mnie jako widza i jestem mu za to bardzo wdzięczna.
  Marta Nieradkiewicz - kiedy, myślę o Marcie to pierwsze słowo jakie przychodzi mi do głowy to naturalność. Mimo, iż Nieradkiwicz grała zwykłą dziewczynę, znalazłam w niej coś hipnotyzującego, coś ogromnie przykuwającego uwagę. Udowodniono mi, że naturalna kobieta jest najpiękniejszym zjawiskiem. O umiejętnościach Marty mogłam przekonać się już wcześniej, dlatego co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. W trzech słowach - piękna, utalentowana i bardzo prawdziwa młoda aktorka. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę mogła zobaczyć ją na ekranie kin, ponieważ rolą w filmie "Płynące wieżowce" pokazała, że właśnie to jest jej miejsce.
  Widzę, że parę zdań troszkę się przeciągnęło, ale mając taką obsadę głównych ról nie sposób było tego bardziej streścić.

  Tak wiele negatywnych opinii, ogrom przykrych i niesłusznych słów. Rozumiem, wielu rzeczy można się przyczepić, ale czy słusznością jest stwierdzenie, że "Płynące wieżowce" to (cytując) "banalna opowieść chorych relacji dwóch gejów". Błagam ! Myślmy, analizujmy i nie oceniajmy płytko.


  "Płynące wieżowce" jak dla mnie są filmem o odkrywaniu samego siebie, swojego ciała, swoich myśli. O tym jak wysoką cenę kosztują nas niektóre decyzje i ile przemyśleń na sekundę przechodzi przez mózg każdego człowieka.

Totalny mętlik, sytuacja patowa, bez wyjścia, bez korzyści dla żadnej ze stron. Kompletny problem, którego nie da się rozwiązać mimo ogromu chęci i starań.

  Śmieszy mnie pytanie czy Polska jest gotowa na taki film ? Odpowiadam: A na co Polska nie jest gotowa ?

To, że Tomasz Wasilewski porusza temat tabu i to, że w filmie są ostre sceny nagości, wcale nie świadczy o tym, że jest to produkcja na, którą społeczeństwo nie jest gotowe.
Wręcz przeciwnie - społeczeństwo powinno obejrzeć właśnie taki film, który wzbudzi w nim jakieś emocje. Koło "Płynących wieżowców" nikt nie przejdzie obojętnie. Film ten można albo kochać, albo nienawidzić. Nie ma bezpiecznego środka. Jest totalna akceptacja i podziw, albo zdecydowane wyśmianie i dorzucenie.

  Ja jestem w grupie ludzi kochających "Płynące wieżowce". Dostrzegłam w nich obraz wielu relacji. Relacji syna z matką, chłopaka z dziewczyną, chłopaka z drugim chłopakiem. Ale też wiele motywów przyjaźni, nienawiści, pogardy, pożądania, miłości, niezrozumienia. Można tak wymieniać i wymieniać. To sztuka umieścić w filmie tak dużą ilość motywów, jednocześnie pozostawiając lekką nutkę niedosytu, ale nigdy nie przekraczać granicy przesytu.


  "Płynące wieżowce" na pewno nie są przerostem formy nad treścią.

Ukazują losy trójki młodych ludzi, którzy na każdym kroku o coś walczą, czegoś pragną. Każdy z nich chce być kimś ważnym dla innych osób, kimś szanowanym, kimś wyjątkowym. Ich determinacja i ogrom chęci czasem powodują, iż zachowują się w sposób irracjonalny, głupi, ale czemu się dziwić skoro nie są doceniani przez innych.
  Jeden z głównych bohaterów - Kuba - będąc w związku z Sylwią, poznaje Michała, z którym od początku odczuwa pewną więź. Między nimi rodzi się potężne pożądanie. Kuba stoi między "młotem, a kowadłem", ponieważ z jednej strony jest świadomy tego, że jest w długoletnim związku, natomiast nie jest w stanie powstrzymać uczuć do Michała. Z dnia na dzień odkrywa własną tożsamość, poznaje siebie, swoją cielesność i orientację. Jest to dla niego rzecz nowa, nigdy dotąd nieznana. Rzecz przerażająca, ale nie na tyle żeby w nią nie brnąć. Uczucie, które z jednej strony budzi ogromny lęk, ale z drugiej strony tak bardzo nęci, tak niesamowicie pociąga, że Kuba nie jest w stanie się mu oprzeć.
Postać Kuby jest postacią, która ukazuje motyw poznania, odkrywania, dojrzewania.
Każdy człowiek kiedyś przechodził przez taki etap. I nie ważne jest czy ktoś jest homo czy heteroseksualistą. Istotne jest to, że dla każdego kiedyś była to sytuacja nowa, dotąd nieznana.
Kuba w przypadku swojej orientacji i świadomości tego, że ma dziewczynę jest w wiele razy gorszej sytuacji. Mogę tylko wyobrazić sobie totalną burzę rozgrywającą się w jego głowie. Natłok myśli i multum postawionych pytań, na które nie ma prawidłowej odpowiedzi.

  Pytanie teraz co w takiej sytuacji powinna zrobić Sylwia - dziewczyna Kuby. Czy powinna zrozumieć zachowanie swojego chłopaka czy może zawzięcie o niego walczyć ?

Ta jednak wybiera drugą opcję i postanawia za wszelką cenę zatrzymać przy sobie Kubę.
Na pewno nie można powiedzieć, że jest to objaw chorej ambicji. Moim zdaniem jest to postawa kobiety, która darzy swojego mężczyznę ogromnym uczuciem, która zrobi wszystko w imię miłości i która tak potężnie boi się samotności. Sylwia tak bardzo chcę walczyć o Kubę, że sama nie dostrzega tego, iż czasem zachowuje się w sposób zaborczy, a nawet głupi i irracjonalny. Co nie świadczy o tym, że takie cechy można narzucić na jej charakter. Sylwia to osoba o bardzo silnej psychice. Cierpi, co nie raz da się zauważyć, ale bierze głęboki wdech i idzie do przodu, po swoje. Mówi się "po trupach do celu" - i chyba jest to dobre określenie postaci granej prze Martę Nieradkiewicz.
Prosta, zagubiona, zmieszana całą sytuacją dziewczyna, która marzy o wielkim szczęściu i chce być kochana.

  Tomasz Wasilewski w filmie pokazał wiele kontrastów. Najbardziej zauważalny jest kontrast stosunków seksualnych.

Akt cielesny Sylwii i Kuby przedstawiony jest dokładnie, sekunda po sekundzie. Kamera idzie wolno, płynnie, delikatnie. Tak jakby chciała zarejestrować każdy ruch, każdy oddech. Ich stosunek pokazany jest jako coś bardzo czystego, dobrego, przyjemnego.
Natomiast akt cielesny Kuby i Michała zarejestrowany jest bardzo chaotycznie, poniekąd przypomina "pieprzenie się" zwierząt, które posługują się tylko instynktem. Cały stosunek trwa krótko. Wygląda na nieprzyjemny, nawet trochę brutalny.

  Drugi dobrze zauważalny kontrast stanowią główni bohaterowie Kuba i Michał.

Kuba to chłopak pochodzący z niezamożnej rodziny. Mieszkający z matką, z którą do końca nie wiadomo jakie łączą go relacje. Czuć między nimi lekką dawkę erotyzmu. Widać jak bardzo omotany jest Kuba przez swoją rodzicielkę. Potrafi zjawić się na każde jej wezwanie. Jest jej potrzebny nawet podczas kąpieli, kiedy to ta prosi go o umycie pleców. Jest w stanie przerwać stosunek ze swoją dziewczyną, żeby zjawić się na wołanie swojej matki. Można dojrzeć między nimi dziwną, a wręcz chorą relację.
Ich mieszkanie przypomina malutką klitkę i aż dziw, że potrafią w nim funkcjonować, aż 3 osoby.

  Natomiast Michał - chłopak pochodzący z bogatej rodziny, dobrze ubrany, jeżdżący niesamowicie drogim samochodem, posiadający wiele kosztownych gadżetów. Wychowany w dużej rodzinie, mający wszystko "pod ręką".


  Co sprawiło, że właśnie takie kontrasty poczuły do siebie słabość i wytworzyły między sobą więź uczuciową. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają i myślę, że przy tym stwierdzeniu zostaniemy.


  Jedynym momentem, na którym się zawiodłam był sam koniec filmu. Uważam, że tak dobrą produkcję można było sfinalizować na inny, mniej prostolinijny sposób. Ale lubię pisać o tym co mnie zachwyca i wzbudza we mnie emocje, dlatego uznaję, że końcówki filmu nie widziałam i tym oto optymistycznym nastrojem zbliżam się do końca mojej wypowiedzi.


  Podsumowując, "Płynące wieżowce" to na prawdę dobre 17 zł zainwestowane w film. Dużo czasu minęło, aż doszłam do wniosku, że opiszę tę historię tutaj na blogu, ale to dla tego, że też mnóstwo czasu minęło od momentu kiedy uświadomiłam sobie jak rozgryźć tę produkcję. Jestem świadoma tego, że pewnie połowy rzeczy nie napisałam, ale myślę, że to co dla mnie było najważniejsze zostało zawarte w powyższej notatce.


 


FACEBOOK

poniedziałek, 24 lutego 2014

"Sponsoring" - dosłowność w niedosłownym tego słowa znaczeniu.


Tytuł: Sponsoring
Gatunek: Dramat społeczny
Rok produkcji: 2011
Premiera: 6 luty 2012
Reżyseria: Małgorzata Szumowska
Scenariusz: Tine Byrckel, Małgorzata Szumowska
Zdjęcia: Michał Englert
Muzyka: Paweł Mykietyn
Główne role: Juliette Binoche, Anais Demoustier, Joanna Kulig
Produkcja: Slot Machine







  Na "Sponsoring" planowałam iść do kina, kiedy jeszcze był w nim wyświetlany. Na seans nie dotarłam, a obejrzenie filmu cały czas odkładało się w czasie. Do dziś, kiedy to rano naszła mnie ochota na zobaczenie czegoś "do przemyślenia".

  "Sponsoring" to film opowiadający o dziennikarce Annie, której zadaniem jest napisanie artykułu na temat prostytuujących się paryskich studentek. Kobieta zbiera materiały dotyczące call-girls, w czym pomagają jej spotkania z takowymi dziewczynami. 
Francuzka Lola oraz Polka Alicja to dwie główne bohaterki jej artykułu. Podczas spotkań z dziewczynami, Anna zmuszona jest do przemyśleń i rozważań dotyczących jej własnego życia. Musi odpowiedzieć sobie na parę pytań odnośnie jej stylu bycia, ustabilizowanego małżeństwa oraz życia seksualnego.

  Czy można patrzeć na "Sponsoring" jako na film o seksie, pruderyjności i braku zasad moralnych ?
  Czy "Sponsoring" to jeden z wielu filmów o życiu prostytuujących się dziewczyn młodego pokolenia ?
  I w końcu - Czy głównym tematem filmu jest desperacja, patologia i chora relacja między ludźmi ?
  Szanuję zdanie innych i wiem, że każdy ma prawo myśleć jak mu się podoba. Właśnie dlatego wypowiem się tylko i wyłącznie we własnym imieniu. 
  Odpowiedź na wcześniej zadane pytania brzmi nie, nie i nie.
  Uważam, że "Sponsoring" jest nietypowym obrazem życia. Życia, które dotyczy każdego człowieka, a nie poszczególnych, odrębnych osób. Film daje możliwość zobaczenia, jak zmienia się ludzka psychika pod wpływem innych osób. 
  Często na naszej drodze spotykamy ludzi, którzy na nas oddziałują. Możemy czerpać z tych relacji zarówno pozytywne jak i negatywne impulsy.
  Kiedy oglądamy film możemy zauważyć, że podczas pierwszego spotkania Anny z Lolą i Alicją jest ona zwykłą, zamkniętą we własnym świecie, ogarniętą rutyną kobietą. 
  Kiedy patrzymy na końcowe spotkania kobiet, dostrzegamy, że Anna jest już zupełnie inną osobą.
Przechodzi pewnego rodzaju przemianę. Zaczyna dostrzegać w młodych dziewczynach to na co wcześniej pewnie nie zwracałabym uwagi.
  Call-girls - osoby z pozoru złe, niemoralne, gorszące. Ich zachowanie wzbudza odrazę i wstręt. Nieakceptowane przez innych. Tylko czy na pewno ? 
  Może ujmijmy to inaczej. Call-girls - osoby kompletnie niezależne, wolne i szczere wobec samych siebie. Nie tyle zaradne, co po prostu zagubione, bezbronne. 
  Nie chcę żeby to co napisałam zostało odebrane jako akceptacja tego co robią. Ale może czasem warto zastanowić się nad czymś głębiej, a nie oceniać innych przez pryzmat tego jak się zachowują.
  Film pokazuje, że nie są to dziewczyny złe, bezwzględne i bez serca. Wręcz przeciwnie.
 To właśnie zauważyła Anna. Przepaść i dystans, jaki na początku dzielił te dwa światy, zaczyna się zmniejszać. Lola i Alicja (młode studentki) zmuszają Annę(dorosłą kobietę z dorobkiem życiowym) do refleksji. Anna zaczyna rozmyślać nad własnym rozumowaniem życia.
I tu rodzi się tak zwany "haczyk", bo niby film o prostytucji, a ja piszę o przemyśleniach dorosłej już kobiety z pozornie ustabilizowanym życiem prywatnym jak i zawodowym.
  Właśnie na tym polega oryginalność i niezwykłość "Sponsoringu". Może tego nie dostrzegamy, ale to film o każdym z nas.
  Tak często spotykamy ludzi, którzy nie znając innej osoby potrafią od razu powiedzieć jaka ona jest. Zazwyczaj wypowiadają się na jej temat w sposób negatywny. Uważają siebie za bóstwo, a drugiego człowieka za śmiecia zabrudzającego ulice całego świata. Patrzą przez szybę własnych kompleksów i wstydu. Jest to ich samoobrona przed życiem. Tyle, że ta samoobrona tak okropnie i boleśnie wpływa na osobę, którą poddają krytyce. Niszcząc innych - niszczą siebie.
  Nikt nie jest święty, każdy ma swoje "małe grzeszki" i każdy musi się z czymś zmagać. Nie ważne czy ktoś jest politykiem, lekarzem, śmieciarzem czy prostytutką. Ważne, że ten ktoś jest człowiekiem. Jest kimś kto żyje, kto czuje, cierpi, śmieje się, płacze, przeżywa. Kimś żywym i równym. To, że ktoś jest prostytutką wcale nie oznacza, że jest to osoba niezdolna do rozmowy, nieumiejąca doradzić i zamknięta na własne korzyści. Czasem właśnie taka call-girl może okazać się kimś wyjątkowym, komu można zaufać.
  To społeczeństwo uczy nas kłamstwa. Wolimy udawać kogoś kim nie jesteśmy dla własnego bezpieczeństwa. Stajemy się aktorem własnego życia. Możemy zagrać siebie na różny sposób, ale tak żeby przypadkiem nie podpaść drugiej osobie; żeby nie ujawnić prawdziwego "ja". Boimy się krytyki, dlatego uciekamy w fałsz.
  Anna pod koniec filmu dostrzega zakłamanie ludzi, z którymi do tej pory obcowała. Doskonale pokazuje to końcowa scena kolacji, kiedy to z obrzydzeniem patrzy na towarzyszy. Widzi w nich to czego nie dostrzegała na początku. Dostrzega to, bo call-girls otworzyły jej oczy na prawdę. Pokazały jak patrzeć, żeby ujrzeć.
  Małgorzata Szumowska wyreżyserowała fenomenalny film, który ma swoje i drugie i trzecie dno. "Sponsoring" jest brawurową produkcją o "wielu twarzach". Odznacza się oryginalnością, bo w przeciwieństwie do innych filmów, daje możliwość intensywnego myślenia i tworzenia wielu interpretacji.
Jest zarówno dosłowny jak i niedosłowny. Łączy ze sobą dwa światy, których logicznie nie powinno się zespalać, a jednak dochodzą one do porozumienia i wzajemnie pozytywnie na siebie oddziałują.
  Czy polecam film ? Zdecydowanie tak. Zaczynając od wspaniałej obsady aktorskiej, poprzez niesamowitą muzykę, kończąc na ogromnym sensie merytorycznym filmu.


FACEBOOK