wtorek, 26 sierpnia 2014

"Coś niebieskiego" jako klucz do wybaczenia drugiej osobie

Tytuł: "Coś niebieskiego"
Autor: Emily Giffin
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 07.01.2008
Data przeczytania: 24.08.2014













   Skończyłam książkę "Coś niebieskiego" i jest mi niezmierni przykro, że to się stało. Oczywiście nie z powodu tego, że była kiepska i szkoda mi czasu, który jej poświęciłam, ale wręcz przeciwnie. "Coś niebieskiego" to niesamowita lektura. Ma w sobie jakąś lekkość wchłaniania do ludzkich głów i serc, przez co jest po prostu jedyna w swoim rodzaju i niezmiernie urokliwa. Tak strasznie przykro mi, że wczorajszego dnia rozstałam się z jej bohaterami. Przez ostatni czas zdążyłam się z nimi zaprzyjaźnić, czy to przy lekturze "Coś pożyczonego", czy potem przy jej kontynuacji czyli książce "Coś niebieskiego" i dziwnie mi tak zakończyć relację, która utworzyła się między mną, a postaciami. Były chwile zwątpienia, grozy, smutku, radości, satysfakcji oraz nadziei. Myślę, że właśnie ta różnorodność nastrojów i emocji utwierdziła w nas tak potężną więź, że z dniem wczorajszym (dniem finału książki, a zarazem przygód jej bohaterów) jakaś cząstka mnie wyraźnie zesmutniała i podświadomie domaga się więcej, więcej i jeszcze raz więcej.

   "Jak już wspomniałam "Coś niebieskiego" to kontynuacja książki "Coś pożyczonego", tyle że przedstawiona z perspektywy nie Rachel, ale Darcy (drugiej głównej bohaterki całej historii).
   Nad wyraz szczególnie spodobała mi się fabuła pierwszej lektury i styl, jakim posługuje się Emily Giffin przy pisaniu powieści, że postanowiłam zabrać się za "Coś niebieskiego".
Przyznam, że trochę byłam niepocieszona tym faktem, że narratorką książki jest Darcy, czyli osoba, którą zdążyłam znienawidzić przy ostatniej lekturze. Myślałam, że ta książka będzie gorsza i może okazać się, że jej kontynuacja była złym pomysłem. Byłam pewna, że Giffin powinna zakończyć tę opowieść na "Coś pożyczonego" i nie zabierać się za kolejną część. 
Teraz będąc już po lekturze, stwierdzam, że autorka książek postąpiła bezbłędnie, tworząc dalszą historię głównych bohaterów powieści.
Nie dość, że "Coś niebieskiego" okazało się fenomenalnym krokiem wykonanym przez Emily Giffin, tak też mianuje je o wiele lepszą książką niż "Coś pożyczonego".
Rzadko zdarza się tak, że pierwsza część jest gorsza niż jej kontynuacja, ale w tym przypadku z ręką na sercu mogę stwierdzić, że tak się nie stało.
Każda z nich jest inna, jednak to "Coś niebieskiego" bardziej poruszyło moją wyobraźnię i uczucia.

   "Coś niebieskiego" rozpoczyna się w momencie, kiedy to Dex zdradził Darcy ze swoją, jak i jej najlepszą przyjaciółką Rachel. Darcy nie potrafiła zrozumieć tego, że jej narzeczony wybrał zwykłą, cichą i mało przebojową dziewczynę, a nie ją, czyli wulkan pomysłowości, energii i zabawy. Czuła się źle, iż przegrała ze swoją najlepszą przyjaciółką (choć nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło) i została odrzucona przez Dexa. 
Przy mojej poprzedniej recenzji wspomniałam o tym, jaką osobą była Darcy. Dla przypomnienia zaznaczę, że nie miała ona w sobie krzty empatii, współczucia oraz skromności. Zachowywała się tak, jakby wszelkie dobra należały się tylko jej. Miała gotowe zdanie o wszystkich napotkanych ludziach, już przed tym nim zdążyła ich poznać. Oceniała innych z góry, a sama uważała się za nieziemski ideał, któremu cały świat powinien padać do stóp.
   W dniu, w którym to dowiedziała się o zdradzie narzeczonego, Darcy zapalił się grunt pod nogami. Wiedziała, że ma gdzie pójść, bo przecież jest jeszcze Marcus, czyli mężczyzna, z którym Darcy zdradziła swojego ukochanego, a zarazem facet, który za 9 miesięcy stanie się ojcem dziecka Darcy. Otóż tak, nasza nieposkromiona złośnica zaszła w ciążę, a to z początku nie wróżyło niczego dobrego w jej pięknym, ale jakże pustym i płytkim życiu.
   Wiedząc, że pozostał jej tylko Marcus, postanowiła za wszelką cenę ułożyć sobie z nim życie. Ten jednak okazał się kompletnym przeciwieństwem jej byłego partnera. Marcus nie słynął z kulturalnego zachowania, miał wszystkich gdzieś, a jego życie seksualne ciężko nazwać stabilnym. Przez jego łóżko przewinęło się wiele kobiet i najwidoczniej nie planował tego zmieniać. Darcy jednak miała nadzieje, że da radę okiełznać ojca swojego dziecka i w niedalekiej przyszłości wezmą bajkowy ślub i będą żyli długo i szczęśliwie.
Plan Darcy jednak nie doszedł do skutku i w momencie, kiedy Marcus powiedział dokładnie, gdzie ją ma (bardzo, bardzo głęboko w poważaniu), Darcy nie miała nawet najmniejszej duszyczki w swoim kręgu, która mogłaby ją pocieszyć po rozstaniu i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Z rodzicami pozostawała w bardzo negatywnych stosunkach i nic nie zapowiadało się na to, że ci łatwo odpuszczą.
   Jako że w aktualnym miejscu zamieszkania nie mogła liczyć na cokolwiek, postanowiła wyjechać do Londynu, do swego przyjaciela z lat szkolnych- Ethana. Ethan był pisarzem i trochę bardziej przyjacielem Rachel niż Darcy. Wiedząc o wszystkim, co się między nimi wydarzyło nie był szczęśliwy na wieść o tym, że Darcy planuje złożyć mu wizytę. Ostatecznie jednak zgodził się, zaznaczając, że może się u niego zatrzymać, ale nie na długo.
   Uradowana Darcy, która już miała swój idealny plan działania w Londynie, była niemal w euforycznym nastroju. Była pewna, że tam znajdzie miliardera, który grzeszy urodą, a ponadto okaże się opiekuńczym i odpowiedzialnym ojcem jej dziecka. Była świadoma swoich atutów i niemal na sto procent pewna, że jej plan spełni się w nawet najmniejszym calu. 
   Kiedy już była na miejscu, nic nie okazało się tak bajkowe, jak to sobie na samym początku założyła. Po idealnym mężczyźnie nie było ani śladu, a Darcy postanowiła szaleć w centrach handlowych, w rezultacie zostając z marną sumką w portfelu.
Nawet jej relacje z Ethanem nie wróżyły niczego dobrego. On był przerażony jej snobistycznym podejściem do wszystkich i wszystkiego dokoła, natomiast ona była obsesyjnie zazdrosna, że Ethan nie uważa jej za lepszą przyjaciółkę niż Rachel. Cały czas próbowała z nią rywalizować, co okazało się błędnym kołem.
   Dopiero po kłótni z Ethanem, która poniekąd stała się nowym początkiem w jej życiu, Darcy postanowiła zmądrzeć i stać się odpowiedzialną kobietą i troskliwą matką. Chciała jak najlepiej przygotować się do macierzyństwa i zmienić wszystko to, co wytknął jej Ethan.
   Ze swoim katharsis ruszyła pełną parą i naprawdę jej zmianę można było dostrzec w mgnieniu oka. Jasne, że czasami ujawniały się pozostałości po dawnej Darcy, jednak szybko potrafiła je stłumić i okrzesać.
   Będąc lepszą osobą, zyskała nowych przyjaciół, wspaniałego partnera i ogromną dawkę pozytywnych emocji na kolejne dni i miesiące. Wszystko wydawało się wręcz idealne, niczym usłane różami, jednak Darcy czegoś brakowało. W głębi serca pragnęła czegoś zupełnie innego.
   Jej relacja z Ethanem polepszyła się o 180 stopni. To on podtrzymywał ją na duchu, kiedy powiedziała się, że zamiast wymarzonej córeczki będzie miała synków. Tak, dwóch bliźniaków.
Załamała się tą wieścią i to Ethan przetłumaczył jej, że to największy dar, jaki mogła dostać od losu.
   Sam nawet zaproponował Darcy, aby zamieszkała u niego. Podsunął pomysł urządzenia pokoiku dla jej dzieci. Zauważył przemianę swojej przyjaciółki i był z niej niemiłosiernie dumny.
   Kiedy już Darcy stała się odpowiedzialną kobietą, która potrafi zatroszczyć się o dobro swoje i swoich synków, zrozumiała czego tak bardzo pragnie w życiu. Uświadomiła sobie, że szczęście, na jakie czekała jest w zasięgu jej ręki. Mam na myśli to, że Darcy zakochała się w Ethanie i to z nim chciała kontynuować resztę swojego życia. Były tylko trzy problemy. Pierwszy - Ethan miał dziewczynę. Drugi- Darcy miała chłopaka. Trzeci- Ethan nie miał pojęcia o uczuciach, jakimi darzy go Darcy. 
Jako że będąc nową Darcy nie mogła pozwolić sobie na błędne kroki, postanowiła skryć w sobie uczucia i nie psuć nikomu życia. Wiedziała jednak, że dłużej nie pociągnie w związku, który nie ma przyszłości. Postanowiła działać, ale w granicach zdrowego rozsądku.
   Pozostała jeszcze nieruszona kwestia stosunków między Rachel a Darcy, ale z tymi wiedziała, że sobie poradzi.

    "Coś niebieskiego" utwierdza czytelnika w tym, że nawet najgorszy człowiek może przejść przemianę. Udowadnia, że każdemu należy się druga szansa. 
Darcy ją otrzymała i postanowiła przekazać dalej. Pierwsza wyciągnęła rękę do matki, porozumiała się z Rachel i mimo że nie od razu wróciły do swojej wcześniejszej relacji, tak były na dobrej drodze ku całkowitemu przebaczeniu.
Nie wiadomo co sprawiło, że Darcy przeszła przemianę. Może Ethan, który podtrzymywał ją na duchu w dążeniu do lepszego funkcjonowania, a może dzieci, których obecności nie dało się zignorować. A może i jedno i drugie ... W każdym razie cokolwiek to było, Darcy naprawdę udowodniła, że można z rozkapryszonej złośnicy stać się kobietą, która wie, czego chce i stara się żyć zgodnie z zasadami przyzwoitości.
   Pokazała, że nigdy nie jest za późno.

   Książkę "Coś niebieskiego" czytało mi się z jeszcze większym zapałem niż "Coś pożyczonego". Darcy stała się moją nową koleżanką, której wcześniej nie znosiłam. Pokazała mi, że nawet ja jako neutralny czytelnik jestem w stanie zmienić swoje wcześniejsze odczucia na jej temat. I jeżeli ja zdołałam to zrobić, to myślę, że każdy człowiek pójdzie podobnym tropem i mimowolnie (bo wcale tego nie było w planach) polubi Darcy Rhone.

   Muszę jeszcze wspomnieć o idealnym tytule. Jak we wcześniejszej książce miałam ogólny zarys historii i umiałam ją sobie dopasować do tytułu, tak w tym przypadku wydawał mi się on zupełnie z innej beczki. Bo skąd nagle nazwa "Coś niebieskiego". Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi i miałam nadzieję, że dowiem się podczas czytania. Tak też było i nie mogę ukryć w sobie pozytywnego zdziwienia, które ogarnęło mnie, kiedy zrozumiała co oznacza tytuł książki. Nie będę teraz tego zdradzała, ale musiałam zwrócić uwagę na ten aspekt, bo jest on po prostu rewelacyjny i bezbłędny. W celu rozstrzygnięcia tej zagadki trzeba koniecznie przeczytać książkę. Serio warto.

   Jako że książki Emily Giffin są typowo kobiece, tak chcę polecić "Coś niebieskiego" czytelnikom płci żeńskiej. Jestem pewna, że większości z nich książka przypadnie do gustu i podobnie jak ja pożałują końca tej historii.