poniedziałek, 18 maja 2015

"Eden" - słodko-kwaśna wizja muzycznego brzmienia

Tytuł: "Eden"
Gatunek: dramat
Data premiery: 29.05.2015
Reżyseria: Mia Hansen-Love
Scenariusz: Mia Hansen-Love, Sven Hansen-Love
Główne role: Felix De Givry, Pauline Etienne, Vincent Macaigne, Greta Gerwig
Zdjęcia: Denis Lenoir
Muzyka: Daft Punk, Jaydee, Frankie Knuckles, Joe Smooth
Dystrybucja: M2 Films









   Dzisiaj o godzinie 11.00 w Kinotece w Warszawie odbył się pokaz prasowy filmu "Eden". Miałam przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu i móc przedpremierowo obejrzeć tę produkcję. "Eden" na ekrany kin wejdzie 29.05.2015, ale ja już chciałabym zachęcić Was do zobaczenia niesamowitego obrazu, który opowiada o młodym DJ-u. Reżyserem filmu jest Mia Hansen-Love, natomiast współautorem scenariusza, ale też osobą, która zainspirowała Mię do nakręcenia tej historii jest jej brat Sven. Właściwie można śmiało powiedzieć, że połowa fabuły opowiada jego dawne życie. "Eden" jest jednym z pierwszych filmów, który porusza temat muzyki garażowej. Problemy zawarte w filmie są bardzo dalece posunięte i nie sposób przymknąć na nie oko. Sama Mia powiedziała, że nie chce, aby film obfitował w morały. Uważam, że jego odbiór jest bardzo osobisty i każdy zinterpretuje historię głównego bohatera na swój własny sposób. Dla jednych jego droga wyda się rozchwiana, inni będą podziwiać ogromną siłę walki postaci, natomiast jeszcze inni zwrócą uwagę na charakter i emocjonalność Paula.

   "Eden" opowiada historię młodego paryskiego DJ-a, który żyje w latach dziewięćdziesiątych. Jego kariera rozpoczyna się w tym samym czasie co duet Daft Punk. Jedyną i największą miłością Paula jest muzyka. Bez niej nie potrafi normalnie funkcjonować. Kiedy zdobywa popularność, zaczyna żyć pełną piersią. Wchodzi w świat wielkich imprez i nocnego życia. Nowe romanse, narkotyki, nadużywanie alkoholu i balans na krawędzi są dla niego na porządku dziennym. Jego tryb życia jest prędki i całkowicie podporządkowany muzycznym brzmieniom. Paul bardzo szybko zdobywa sławę, co pozwala mu na spełnianie własnych marzeń. Tak funkcjonuje wiele lat i, mimo że jego podejście do świata muzyki nie ulega zmianie, tak scena zaczyna zapominać o jego istnieniu.

   Kiedy wyszłam z seansu, byłam przekonana, że film "Eden" jest niesamowicie smutną kreacją młodego pokolenia. Trochę rozczarowałam się, ponieważ nie spodziewałam się tak przygnębiającej wizji. Jednak z każdą chwilą głębszego przemyślenia sensu filmu, stwierdzałam, że "Eden" wcale nie jest depresyjną opowieścią. Jest wręcz przeciwnie. Mimo że w filmie jest multum scen, które pokazują jak tragiczne skutki płyną z "życia bez ograniczeń" tak dogłębnie możemy zobaczyć, że Paul przez długi okres swojego życia był naprawdę szczęśliwą osobą. Muzyka dawała mu radość istnienia. Dzięki niej mógł oddychać i nie wyobrażał sobie końca kariery i rozstania się ze sceną. To ona napawała go optymizmem. Nic innego nie było tak ważne. Wszystko pojawiało się i znikało. Paul raz miał dziewczynę, potem ulegało to zmianie, wiązał się z inną, natomiast miłość do muzyki nie przemijała. Pasja, jaką posiadał była niezmienna i trwała. Paul jako DJ był całkiem uznawaną gwiazdą sceny muzycznej. Tłumy szalały w rytm jego "miksowania". On sam nie szczędził sobie używek. Narkotyki były jak posiłek. Paul uzależnił się od ich działania, dlatego na ekranie non stop można zauważyć, jak wciąga kokainę. Alkohol był koniecznym dodatkiem do każdej imprezy, natomiast romanse z dziewczynami dawały mu pewnego rodzaju odskocznię i możliwość rozładowania napięcia. 
Może się wydawać, że jego życia toczyło się pewnego rodzaju schematem. Myślę jednak, że prawda jest inna. Paul funkcjonował tak, jak chciał. Nikt nie zmuszał go do podejmowania decyzji wbrew sobie. Sam wybierał drogę, jaką chcę iść. Los podkładał mu kłody pod nogi, ale Paul będąc na scenie był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. 
Rzadko kiedy można zauważyć uśmiech na jego twarzy. Jest on jednak fenomenalnie widoczny, podczas gdy Paul jest na scenie. Wtedy nic nie ma dla niego znaczenia. Jest tylko on i muzyczne brzmienie. Moment konsternacji albo pewnego rodzaju sacrum. Miejsce, w którym czuje się bezpiecznie i wie, że nikt mu nie zagraża. 
Zabawa stała się dla Paula sposobem na życie. Zawsze pozostawał wierny sobie i swoim marzeniom. Nigdy się nie poddawał i wiedział czego chce. Rozpowszechnił muzykę garażową i sprawił, że ludzie zdołali ją polubić.

   Film "Eden" przedstawia życie młodego muzyka nie z perspektywy beztroskiego"bimbania", szaleństwa, ekstazy i bezograniczonego ryzyka. Może się wydawać, że właśnie w ten sposób funkcjonował Paul, natomiast obraz filmu kieruje kadr na skutki takiego życia. Często myśli się, że muzycy mają świat usłany różami i każdy rozkłada przed nimi czerwony dywan. Mia Hansen-Love ukazała widzom ten świat z zupełnie innego punktu widzenia. Udowodniła, że aby osiągnąć sukces potrzebne są wielkie starania, natomiast gdy jest się już na szczycie popularności nie można osiąść na laurach. Życie muzyka naładowane jest ciągłym trudem, wysiłkiem i walką o pragnienia. Często bywa tak, że podwija się noga i coś nie wychodzi. Zazwyczaj nie jest tak bajkowo, jak każdy z nas by tego chciał. Paul szybko wszedł na szczyt muzyczny, ale też w ekspresowym tempie z niego spadł. Ludzie zaczęli szukać innych nurtów, nowszych brzmień i muzyka garażowa przestała wystarczać. Mimo że ciężko było mu się do tego przyznać, to z jednej strony odniósł wielki sukces, a z drugiej czuł wewnętrzną porażkę. 
Mia stworzyła doskonały obraz rzeczywistości lat dziewięćdziesiątych. Pokazała realizm tamtych czasów. 
Ponadto trzeba zauważyć, że w filmie "Eden" wielką rolę odgrywają utwory, które się w nim pojawiają. Z materiałów prasowych wyczytałam, że jest ich aż 41. Każdy z tych kawałków gra dodatkową rolę w filmie. Nie ma ani jednego numeru, który można by było wyciąć. Wszystkie mają swoją moc i są niezbędne w tej produkcji. Nie są dobrane przypadkowo, ale ich obecność w filmie została dokładnie przemyślana. Dzięki niej każdy z widzów może docenić prace DJ-ów. 

   Film "Eden" jest wielkim ukłonem skierowanym w stronę muzyki garażowej. Oddaje jej należny hołd. Mia Hansen-Love wyreżyserowała świetny film o młodym pokoleniu, które ma ogromne plany na przyszłość i musi zmierzyć się z rzeczywistością, a ta często bywa konsekwentna i mało łaskawa.