niedziela, 6 września 2015

Mrozu - Park Olszyny w Warszawie - 06.09.2015

   Jak już wspomniałam w poprzednim poście po wczorajszym występie Kasi Moś nadszedł czas na gwiazdę wieczoru, czyli Łukasza Mroza znanego pod pseudonimem artystycznym "Mrozu". Pamiętam początki jego kariery i moment, kiedy piosenka "Miliony Monet" puszczana była na każdej imprezie, w każdej rozgłośni radiowej i mówiąc krótko "wychodziła z lodówki". Znalazło się wtedy grono ludzi, którzy okrutnie krytykowali Łukasza i mówili, że ten chłopak nie odniesie sukcesu, bo tworzy "obciachową" muzykę. Nastąpił moment, w którym trzy czwarte społeczeństwa uwielbia Mroza. Za co ? Za świetne teksty, genialną muzykę i energię podczas koncertów, która pozytywnie nastraja na kolejne dni. 

   Wczoraj byłam po raz trzeci na koncercie Łukasza i wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Okazało się, że to, co sobie wyobrażałam było malutką cząstką tego, co działo się na scenie. Mam wrażenie, że Mrozu z koncertu na koncert daje jeszcze więcej siebie. Szaleństwo, jakie wnosi wraz ze sobą na scenę, jest nieprawdopodobnie ogromne. We wszystkim pomaga mu zespół, który non stop przechodzi z nogi na nogę z prędkością światła. Piosenki Mroza zna każdy, co było można zauważyć na koncercie, ponieważ bardzo często następował taki moment, kiedy to tłum zagłuszał wokalistę. Mrozu tworzy muzykę, przy której z łatwością można się otworzyć, wyluzować i dać ponieść dźwiękom. Nawet najmniej śmiałe osoby mogą poczuć się jak w odrealnionym świecie, w którym można dosłownie wszystko. Plusem jest też to, że Mrozu zachęca wszystkich do zabawy i sam niesamowicie rusza się w rytm swoich utworów. Nie mam pojęcia skąd ma w sobie tyle energii. 
Mrozu oprócz własnych piosenek śpiewał też bardzo dużo coverów. Były one często wmieszane w jego piosenki. Zostało to zrobione w bardzo zgrabny sposób, który dotarł do serc odbiorców. Jestem bardzo szczęśliwa, że wszystkie utwory Mroza znam na pamięć i mogłam zedrzeć głos podczas koncertu jednego z moich ulubionych wokalistów. Wbrew pozorom to przyjemnie jest chrypieć następnego dnia, mając świadomość, że dnia poprzedniego była ekstra impreza. Tak, koncert Łukasza można nazwać niezłą imprezą i śmiało mogę powiedzieć, że uwielbiam takie "party". 
Byłam pewna, że występ Mroza będzie trwał około 40 minut, a trwał dwa razy tyle. Oczywiście pod koniec był bis, bo przecież bez niego tłum nie dałby odjechać artyście. 
Można było też zakupić płytę Mroza i otrzymać jego autograf, z czego skorzystało wiele osób. 

   Każdy kto mnie dobrze zna, wie że jestem fanką Mroza i mogłabym na jego temat napisać wiele. Myślę, że mój post jest wyczerpujący i nie ma sensu pisać więcej. Zawarłam w nim najważniejsze elementy, o których po prostu musiałam wspomnieć. Myślę, że to nie był ostatni koncert Mroza, na którym byłam, a więc jeszcze będzie okazja, żeby napisać kolejny post na jego temat. Dzisiaj zostawiam troszkę niedosytu, abyście mieli o czym czytać w następnej relacji z koncertu Łukasza.

   Chłopaki jesteście niesamowici, twórzcie więcej i dawajcie ludziom multum swojej energii, a przede wszystkim muzyki. 






Kasia Moś - Park Olszyna Bielany - 06.09.2015

   Wczoraj w Parku Olszyna na Bielanach w Warszawie miało  miejsce "Pożegnanie Lata". Z tej okazji zorganizowano wiele atrakcji i niespodzianek. Były konkursy, w których można było wygrać super nagrody. Na koniec dnia, organizatorzy chcąc zapewnić ludziom wspaniałą rozrywkę muzyczną, zaprosili takie gwiazdy jak Kasia Moś i Łukasz "Mrozu" Mróz.

   Kasia Moś to finalistka polskiego programu talent show "Must Be The Music". Podczas castingów zaprezentowała piosenkę Arethy Franklin - "Natural Woman" i swoim występem wywalczyła sobie uznanie jurorów. Potem zgrabnie przechodziła z jednego etapu do drugiego i tak dotarła do samego finału. Kasia dołączyła też do zespołu "The Pussycat Dolls", czyli grupy, która wydała na świat bardzo dużo znanych hitów. Teraz na swoim koncie Kasia ma już parę singli, a ostatni nosi tytuł "Pryzmat". Występuje w nim gościnnie znana blogerka MAFFASHION.

   Podczas wczorajszego koncertu na Bielanach, Kasia wystąpiła razem ze swoim bratem Mateuszem Moś, który dawał dobry popis na skrzypcach, ale również zapełniał koncert wokalnie. Na fortepianie akompaniował Mateusz Kołakowski. 
Jak łatwo można zauważyć skład na scenie nie był za duży, jednak zapewniam, że całkowicie wystarczający do tego, aby zapewnić widzom bardzo dobrą rozrywkę.
Kasia Moś zaśpiewała swoje utwory, ale też piosenki znanych wokalistów takich jak Alicia Keys i Aretha Franklin. Szczerze mówiąc, bardziej podobało mi się jak wykonywała autorskie numery, ponieważ widać było, że przy nich jest w stu procentach sobą. Piosenka "Break" czy "Pryzmat" mają klimat, który doskonale pasuje do głosu Kasi. Są takie piosenki, które bardzo dobrze współgrają z wokalistą i single Kasi Moś takie właśnie są. Czasami mamy wrażenie, że ktoś inny mógłby lepiej wykonać dany utwór, ale bez wątpienia podczas koncertu Kasi nie miałam wątpliwości, że to właśnie ona powinna śpiewać te piosenki.

   O wielkim talencie Kasi wiedziałam już odkąd usłyszałam kawałek zapowiedzi programu "Must Be The Music". Podczas reklam, raz na jakiś czas pokazywane były urywki z nadchodzącego odcinka. Tak też "poznałam" Kasię. Jej mocny głos wydał mi się wprost nieprawdopodobny. Nie mogłam uwierzyć, że taka drobna kobieta może mieć tak potężny wokal. 
Nie oglądałam całej edycji programu "Must Be The Music", ale występy Kasi śledziłam w internecie. Każdy był wyjątkowy i bardzo efektywny. 

   Podczas wczorajszego koncertu, upewniłam się w tym, że Kasia Moś jest jedną z lepszych wokalistek w naszym kraju. Ma głos jak dzwon, piękną aparycję, zgrabne ruchy i wielką skromność. Wydaje mi się być kimś bardzo pozytywnym i wiecznie uśmiechniętym. Mam nadzieję, że odniesie sukces, na jaki niewątpliwie zasługuje.