sobota, 17 stycznia 2015

"November Man" - w pojedynku SCENARZYŚCI kontra AKTORZY mamy wynik 0:1

Tytuł: "November Man"
Gatunek: thriller, sensacyjny
Data premiery: 27.08.2014 (Świat), 28.11.2014 (Polska)

Reżyseria: Roger Donaldson
Scenariusz: Michael Finch, Karl Gajdusek
Główne role: Pierce Brosnan, Luke Bracey, Olga Kurylenko
Zdjęcia: Romain Lacourbas
Muzyka: Marco Beltrami
Dystrybucja: Phoenix Film








   Ciężko jest mi wypowiadać się na temat filmu "November Man", ponieważ miałam w stosunku do niego o wiele większe oczekiwania i lekko zawiodłam się tym, co ujrzałam na dużym ekranie. Kiedy na plakacie promującym tę produkcję zobaczyłam Pierce'a Brosnana myślałam, że padnę z wrażenia. Tak mało go w dzisiejszym kinie, a jest tak fantastycznym i profesjonalnym aktorem. Niesamowicie ucieszyłam się na myśl,że będę miała okazję oglądać go w filmie "November Man". Mimo wieku trzyma się fenomenalnie i nawet nastolatki mogą cieszyć oko jego urodą.
Wybrałam dzień i godzinę seansu, przygotowałam się psychicznie na coś rewelacyjnego i jednym pstryknięciem palca cała moja rytualna otoczka związana z filmem rozwiała się nie wiadomo dokąd. Cała magia ulotniła się w mgnieniu oka, kiedy uświadomiłam sobie, że "November Man" może i nie jest beznadziejny, ale tak strasznie przewidywalny i do jednorazowego obejrzenia. Tak bardzo chciałam móc polecać go znajomym, ale jak mogę to robić, skoro sama nie jestem w pełni zaspokojona tą produkcją. Nie powiem, że jest ona gniotem, bo to byłoby nieuczciwe w stosunku do jej autorów, którzy włożyli sporo pracy w stworzenie tego filmu. Myślę jednak, że można było zrobić go nieco inaczej, zostawić głównych bohaterów, którzy wychodzili ze skóry, aby pokazać widzom ich realny talent i emocjonalne wejście w rolę, natomiast wyrzucić, bądź też skorygować scenariusz, który chyba okazał się główną klapą "November Man".

   Peter Devereaux jest byłym agentem CIA, który ponownie zostaje wplątany w misję, w której głównym rywalem okazuje się jego dawny uczeń. Po nieszczęsnej akcji, po której Peter wystawił Davidowi pieczątkę z treścią 'niezdolny do służby' ich drogi błyskawicznie się rozeszły. Nikt nie powracał do historii sprzed lat, do momentu spotkania na jednej osi konfrontacyjnej. W tym momencie wszystko ożywa i każdy z nich chce udowodnić temu drugiemu, kto jest lepszy. David mimo szacunku, jakim darzy Petera, czuje do niego żal i urazę, dlatego chce mu pokazać, że da radę go pokonać. Peter jako stary weteran nie pozwoli tak łatwo strzepnąć siebie z tronu, dlatego nie daje za wygraną. Chce udowodnić młodemu mężczyźnie, że w tym świecie jest miejsce tylko dla jednego z nich. Obaj stawiają sobie cel rywalizacji za wszelką cenę, co niekoniecznie będzie miało dobry wpływ na rozwój akcji. 
W całą tę historię wplątane są również osoby związane z polityką oraz rosyjski prezydent. Na początku wszystko wydaje się jasne i klarowne, natomiast z biegiem zdarzeń wychodzą na jaw coraz to nowe okoliczności.

   Wiem, że na tym etapie wypowiedzi wszystko wydaje się bardzo intrygujące i nie zaprzeczam, że momentami takie było. Zasmuciła mnie tylko jedna podstawowa sprawa, a mianowicie forma. Autorzy nie zdecydowali się chociaż minimalnie powyjeżdżać poza określone schematy a kurczowo się ich trzymali. Właśnie przez to film nie zaskakuje. Nie ma w nim momentów, w których z dreszczami na całym ciele czekamy na wyjaśnienie sytuacji. Myślę, że lekkie ryzyko pod względem stworzenia czegoś nowego, niepowtarzalnego, dałoby temu filmowi lekkość i na pewno byłoby lepszym krokiem niż powielanie pewnych, znanych już wszystkim schematów. Za to jednak obwiniam nie reżysera, a scenarzystów, którzy nie do końca zrozumieli potrzeby widzów. Osoba, która ogląda film, chce poczuć się trochę jak w odrealnionym świecie, w którym w dalszym ciągu jest bezpieczna, a jednak pragnie ryzyka, pośredniego zaangażowania w akcję i odrobiny strachu, a także niepewności.
Szkoda, że to nie zostało zaspokojone, bo gdyby chociaż w pięćdziesięciu procentach tak było, to film uznałabym za bardzo udany, natomiast w tym momencie mogę jedynie powiedzieć, że jest dobry, ale tylko i wyłącznie na jeden raz.

   Jest coś, co na pewno zostało w filmie fenomenalnie obsadzone, a mianowicie są to aktorzy. Pierce Brosnan i Luke Bracey stworzyli wspaniały duet, który z jednej strony pragnie wielkiej rywalizacji, a z drugiej czuje do siebie niesamowity respekt i szacunek. Wytworzyli między sobą emocję trudną do podrobienia a wyczuwalną od pierwszej sekundy filmu. Wczuli się fenomenalnie w swoje role i dali im sto procent własnego ja. Myślę, że dzięki nim produkcja nie zeszła na złą drogę, a przez cały czas utrzymywała się na wyższym poziomie. Mimo licznych braków w scenariuszu aktorzy pokazali, że potrafią wejść całym sobą w powierzone im zadanie. To oni uratowali ten film, za co ogromne podziękowania.

   Nadszedł ten moment, w którym albo polecam daną produkcję, albo odradzam jej zobaczenia, jednakże nie zrobię tego z czystej niewiedzy. Z jednej strony bardzo cieszę się, że poszłam na ten film, bo jednak długo go oczekiwałam i mogłam zobaczyć świetną grę głównych bohaterów. Z drugiej strony, przez to, że tak bardzo chciałam premiery tej produkcji, zawiodłam się ze zdwojoną siłą. Nie mam bladego pojęcia, jak powinnam podsumować tę recenzję, bo mam kompletny mętlik w głowie. Może pozostawię ten post bez większych wyjaśnień, bo bez sensu kontynuować coś, czego nie jest się pewnym. Mam nadzieję, że ktoś z Was był na "November Man" i wtrąci parę słów od siebie. Bardzo bym tego chciała.