piątek, 14 listopada 2014

"Służby specjalne" - mniej znaczy więcej

Tytuł: "Służby specjalne"
Gatunek: sensacyjny
Data premiery: 03.10.14
Reżyseria: Patryk Vega
Scenariusz: Patryk Vega
Główne role: Olga Bołądź, Janusz Chabior, Wojciech Zieliński, Andrzej Grabowski, Agata Kulesza, Kamila Baar, Eryk Lubos
Muzyka: Łukasz Targosz
Zdjęcia: Mirosław Brożek
Dystrybucja: Vue Movie Distribution








    "Służby specjalne" to film, który aspirował na miano jednego z najlepszych polskich produkcji ostatnich lat. Zrobiła się wokół niego ogromna otoczka i już przed samym wejściem do kin, ludzie byli pewni jego doskonałości. Sama wciągnęłam się w wir takiego myślenia i niemal dałbym sobie uciąć palec, że film ten przełamie pewne stereotypy i wprowadzi wiele szumu i rewolucji. Miał być czymś nowym, świeżym, czymś, czego do tej pory ciężko było doszukać się w naszym rodzimym kinie. Miał być ... i tutaj należy postawić wielką kropkę, która zakończy dalszą część zdania, ponieważ nie za bardzo jest co rozwijać.

   Po likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, do życia zostaje powołana służba wywiadowcza. W jej skład wchodzi trójka zdeterminowanych osób. Są nimi Podporucznik Aleksandra Lach, Pułkownik Marian Bońka oraz Kapitan Janusz Cerat. Trzy niesamowicie różniące się od siebie osobowości. Ich wątpliwości zaczynają pojawiać się na etapie, kiedy to nie są pewni dla kogo tak naprawdę pracują i do czego może doprowadzić ich upór. 

   Mam wrażenie, że potencjał filmu "Służby specjalne" został zamordowany, ale już na etapie produkcyjnym. Początkowo wizja była całkiem dobra. Doszły mnie słuchy, że Patryk Vega zbierał informację do tego filmu przez okrągłe dwa lata. To spory okres i wydawałoby się, że film nie może trącać kiczem. A jednak trochę wieje nudą i goryczą rozczarowania ...
Pomysł był super, ponieważ pokazanie trzech skrajnie różnych charakterów musi być ciekawe. W końcu przychodzi nam oglądać ludzi kompletnie innych od siebie. Nie ma szans na monotonię, bo mamy zapewnioną dawkę mieszanych emocji. A jednak paradoksalnie pojawia się problem, tylko że w czym on tak naprawdę tkwi ? 
   Myślę, że reżyser Patryk Vega miał zbyt wielkie oczekiwania w stosunku do tej produkcji. Chciał zrobić coś na ogromną skalę, a w rezultacie całość nieźle przedobrzył. Jest takie powiedzenie, że mniej znaczy więcej i nie znam innej produkcji, do której to powiedzenie bardziej by pasowało, niż do filmu "Służy specjalne". 
Vega chciał pokazać za dużo i to mu fenomenalnie wyszło.
Tak naprawdę filmu "Służby specjalne" nie da się sprowadzić do jednej kategorii. Nie mam pojęcia czy jest to dramat, thriller, komedia, satyra ... czy może jeszcze jakiś inny gatunek. A może to jakiś nowy rodzaj, który dopiero ma wejść na polski rynek, a mianowicie "mieszanka wybuchowa". 

   Całość filmu bardzo mocno ukazuje polityczne aluzje. Ma być kontrowersyjny i taki też jest. Tyle że ta cała polityka zawarta w "Służbach specjalnych" nie jest niczym innym jak wycinkiem najmocniejszych artykułów z pierwszych stron gazet. Ludzie, których polityka mocno ciekawi, nie są w stanie dowiedzieć się niczego nowego. Dla nich nie jest to powiew świeżości, tylko dokopywanie się do starych brudów.
Natomiast dla ludzi, których polityka kompletnie nie interesuje, produkcja staje się jedną wielką niezrozumiałą. I w tym momencie pytam, gdzie w tym wszystkim jest jakiekolwiek wypośrodkowanie? Co w filmie "Służby specjalne" mogą znaleźć ludzie, którzy idą do kina z nadzieją poznania czegoś nowego, intrygującego.

   Żeby nie być, aż tak zawziętą na "Służby specjalne", muszę przyznać, że obsada aktorska jest nie do pokonania. Mamy tutaj Olgę Bołądź, która aktualnie wysuwa się na prowadzenie najbardziej topowych odtwórczyni ról w Polsce. W filmie "Służby specjalne" gra Podporucznik, której ciężko jest wydusić z siebie zwykłe "lubię cię". Jest zimną suką, która przy ciele posiada twardą skorupę, przez którą ciężko jest się przedrzeć. Szybko wpada w gniew i łatwo jest jej dać w mordę ludziom, których towarzystwo ewidentnie jej nie odpowiada. Jest bezwzględna i trzyma się własnych zasad.

Janusz Chabior, który gra Pułkownika o nazwisku Bońka. Jego postać jest najbardziej kontrowersyjna, a przy tym najciekawsza. Stosowane przez niego riposty i doskonały cięty język sprawiają, że czeka się na tę postać z niecierpliwością. Chce się chłonąć każdy jego tekst, ponieważ nie ma w nim ani krzty przypadku. Wszystkie słowa coś znaczą, a Bońka jest najlepszym aspektem całego filmu.
I ostatni z głównych bohaterów - Kapitan Cerat. W tę rolę wcielił się Wojciech Zieliński, który szczerze mówiąc ani mnie nie zaskoczył, ani nie zawiódł. Nie miałam w stosunku do niego żadnych oczekiwań, tak więc mojego podejście nie uległo zmianie. Może trochę drażnił mnie jego wątek, a w szczególności postać, w jaką wcieliła się Kamila Baar (żona Cerata). Niestety, ale nie pasowała ona do tego filmu i w dalszym ciągu pozostawała ginekologiem Haną Goldberg z serialu "Na dobre i na złe". Myślę, że to ona lekko popsuła kreację Wojciecha Zielińskiego, przez co mój odbiór jego roli pozostaje chłodny i obojętny.    Mimo wszystko dobór aktorów jest całkiem, całkiem, a ich obecność w filmie stawia go w jaśniejszym świetle. Można przyczepić się wielu rzeczy, ale obsada aktorska daje radę !

   Chyba czas na podsumowanie. Jak tak teraz czytam swoją wypowiedź, to w paru momentach poniosły mnie emocje i napisałam za dużo. Myślę jednak, że nie bez powodu ujęłam to w taki sposób, a nie inny. Chcę jednak podkreślić, że filmu "Służby specjalne" nie uważam za totalny niewypał. Myślę, że jakiś potencjał został rozwinięty i nie wszystko zostało zniszczone na etapie produkcyjnym. Film wzbudza emocje, często negatywne, ale lepsze to niż obojętność. To film, który można zarazem kochać i nienawidzić. Sama nie wiem, co mam na jego temat myśleć. Moja wypowiedź jest jak najbardziej od serca i uważam, że zawarłam w niej wszystko, co miałam do przekazania. Pozostaje mi nic innego jak poczekać na Wasze opinie. Nie ukrywam, że jestem ich bardzo ciekawa. 
Nie napiszę, że polecam film "Służby specjalne", ale też nie mogę powiedzieć, że odradzam jego zobaczenie. Niech każdy zrobi to, co uważa za stosowne.







4 komentarze:

  1. W pełni się zgadzam z opinią o tej napompowanej medialnie produkcji. Trzeba przyznać, że pan Vega ma zmysł do sprzedawania swoich filmów, po ostatnich komediowych gniotach, znalazł nową niszę - political fiction.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli oddzielimy sam film od całej tej medialnej otoczki i prób zrobienia z tego czegoś wyjątkowego, to jest to ciekawie zrealizowana opowieść z gatunku "political fiction" i jako taki powinien być traktowany.
    Moja recenzja: http://czytalski.blogspot.com/2014/10/czytalski-oglada-suzby-specjalne.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz mieć rację, jednak mnie mimo wszystko "political fiction" nie przekonuje.

      Usuń