środa, 25 marca 2015

"Kopciuszek" - najlepsza adaptacja filmowa bajki, jaką kiedykolwiek widziałam




Tytuł: "Kopciuszek"
Gatunek: familijny, fantasy
Data premiery: 13.02.15 (Świat), 13.03.15 (Polska)
Reżyseria: Kenneth Branagh
Scenariusz: Chris Weitz
Główne role: Lily James, Cate Blanchett, Richard Madden
Zdjęcia: Haris Zambarloukos
Muzyka: Patrick Doyle
Dystrybucja: Disney


   Po dość kiepskim i banalnym filmie "50 twarzy Greya" do kin wchodzi znana wszystkim opowieść o Kopciuszku. Można by było rzec, że historia uciemiężonej i strapionej nadmiarem zajęć dziewczyny może konkurować o miano prostego, mało wnoszącego w ludzkie życie filmu, natomiast ku zdziwieniu wielu ludzi jest wręcz przeciwnie. "Kopciuszek" staje się produkcją z morałem, który przez wielu może wydawać się ckliwy, jednak poprowadzenie całości fabuły i dobór aktorów sprawia, że film ogląda się z ogromną uwagą. W przeciwieństwie do paru słabych produkcji, "Kopciuszek" bawi, wzrusza i cieszy oko wspaniałymi zdjęciami ukazanymi w filmie.

   Jak już wcześniej wspomniałam, każdy zna opowieść o Kopciuszku. Jest to bajka mojego dzieciństwa, a zarazem jedna z tych, które mogłam oglądać jeszcze raz i jeszcze raz. Przyznam szczerze, że mając 20 lat, nie miałam zielonego pojęcia, że najnowsza adaptacja opowieści, może wywrzeć na mnie tak potężne wrażenie i spowodować, że idąc za tradycją dzieciństwa, obejrzę ją na wielkim ekranie aż dwa razy. Historii nie trzeba przedstawiać, ale dla pewności postaram się o niej wspomnieć w paru zdaniach.

   Piękna i młoda dziewczyna o imieniu Ella (Lily James) wiodła wspaniałe życie, pełne miłości i magii. Wychowywała ją matka i ojciec, którzy dawali jej wszystko co najlepsze. Pewnego dnia mama dziewczyny zachorowała i umarła. Z czasem też ubóstwiany przez Elle ojciec odszedł do świata zmarłych. Tego dnia młoda kobieta zostaje sierotką, nad którą "opiekę" przejmuje macocha (Cate Blanchett). Ta jednak ma też dwie dość głupiutkie córki i razem z nimi nie szczędzi Elli złośliwych uwag. Całe trio traktuje dziewczynę jako służącą i nadaje jej pseudonim Kopciuszek. Mimo wielu obelg i nieprzyjemności Ella znosi wszystko pokornie, w milczeniu, pamiętając słowa matki - bądź odważna i dobra. Od czasu kiedy jej najukochańsza rodzicielka wypowiedziała te słowa, Ella traktuje je jako motto przewodnie życia. Nie buntuje się, nie skarży, jest cierpliwa i mimo wszystko nadal nosi w sercu ogromną miłość, którą zaszczepili w niej wspaniali rodzice. Dziewczyna nie prosi nikogo o lepsze życie, przyjmuje to, co daje jej los. Ten jednak okazuje się dla niej przychylny i dziewczyna poznaje przystojnego i uprzejmego Księcia (Richard Madden). Nie od razu wie, jak wysoko ten młody mężczyzna jest postawiony, jednak nie to się dla niej liczy. Ona zauważa jego dobre serce i szczerość, której sama tak bardzo się trzyma. Wiedząc, że młodzieniec mieszka w pałacu, na wieść o zaproszeniu na bal, na którym Książę wybierze wybrankę swojego życia, niesamowicie się raduje. Chce jeszcze choć jeden raz zobaczyć chłopaka, którego poznała w lesie, podczas polowania. Zła macocha jest jednak nieugięta i nie pozwala Elli iść na bal. Wyśmiewa się, że ta przyniesie jej wstyd. Jest przecież tylko biednym Kopciuchem, którego nikt już nigdy nie pokocha. 
Dobroć Elli zostaje wynagrodzona i poznaje ona piękną wróżkę (Helena Bonham Carter), która obdarowuje ją dużą, złotą karocą, woźnicą oraz co najważniejsze niebiańsko zadziwiającą sukienką i parą złotych pantofelków.
Ella wybiera się na bal, jednak warunkiem dobrego zakończenia wieczoru jest powrót w momencie, kiedy zegar wybije godzinę dwunastą. 
Zadowolona i pięknie wystrojona dziewczyna jedzie na bal i pełna entuzjazmu szykuje się na spotkanie z poznanym wcześniej mężczyzną. Od tego dnia niemal wszystko w życiu Elli zmieni się raz na gorsze, raz na lepsze, jednak myślę, że finał każdy zna doskonale.

   Jak widzicie miało być zaledwie parę zdań i wyszedł mi dość obszerny tekst. Tak to jest, kiedy opisuje się historię, która pozytywnie na nas wpływa.
Film "Kopciuszek" nie odstaje od pierwotnej wersji. Bardzo podoba mi się to, że reżyser nie zmieniał opowieści i nie dodawał przez siebie wymyślonych fantastycznych elementów. Nie o to chodzi, żeby z Kopciuszka zrobić karykaturę papierowej wersji, a przedstawić historię tak, aby każdemu się ona spodobała. Wiadomo, że 3/4 z nas zakochało się w Kopciuszku już w dzieciństwie i pamiętamy go takim, jakim był, a nie z nadmiarem mocy i innymi dodanymi cechami.  Tutaj ogromny plus, bo film oddaje sto procent wcześniejszej wersji. 
Wspaniałe jest to, że nareszcie możemy zobaczyć Kopciuszka, który dorasta ze swoimi kochającymi rodzicami. Zazwyczaj pokazywany jest już jako służący macochy, a tutaj widać tę ogromną przemianę z małej, niewinnej księżniczki do poddanej pracownicy i służki. To wielce rzutuje na odbiór całej historii, dlatego ukazanie bajkowego dzieciństwa Elli tak bardzo mnie cieszy. 
Zauważmy też jedną, bardzo istotną rzecz. Reżyser kolejny raz pokazał swoją klasę i 100 % profesjonalizmu. Niby złe postaci filmu, czyli macocha Lady Tremaine, jak i doradcę króla, Wielki Książę, wcale nie są tak okrutne do szpiku kości. To jak się zachowują, wynika z faktu, iż nie potrafią żyć inaczej. Lady Tremaine chce dobrego i ustatkowanego życia dla swoich dwóch głupiutkich córek, natomiast Wielki Książę pragnie dobra całego kraju. To nie są postaci bezwzględne. Może na początku można to w ten sposób odebrać, jednak pod koniec filmu widać, że są to osoby niezwykle pogubione w życiu i pragnące szczęścia. Nie potrafią osiągnąć go bez wysokiej posady, pieniędzy, posiadłości. Tacy są też teraźniejsi ludzie. Jednym wystarcza radość wynikająca z posiadania kochającej osoby, szczęścia przyjaciół, a dla innych dobro materialne postawione jest na pierwszym miejscu. 
Tutaj pragnę zaznaczyć, że "Kopciuszek" to nie tylko bajka z dzieciństwa, ale także obraz odzwierciedlający dzisiejszą rzeczywistość. To jedyna bajka o Kopciuszku, która ma aż tak potężny charakter i wyraz. 

   Uwielbiałam, uwielbiam i nadal uwielbiać będę historię Kopciuszka. To opowieść, którą wszyscy doskonale znamy, ale najnowszy film sprawił, że będziemy chcieli do niej wracać co raz to częściej i z ogromną przyjemnością, zarazem ciesząc oko wspaniałymi widokami, brawurową grą aktorską i fabułą, która mogła być banałem, a stała się wspaniałym dziełem.
Polecam i tym najmłodszym i tym nie najmłodszym.



1 komentarz:

  1. Nie sposób nie kochać księżniczek Dinsey'a. Nieważne czy filmowych czy bajkowych. :)

    OdpowiedzUsuń